Przyjąć Jezusa jak Marta i Maria

Drodzy bracia i siostry,

kiedy uważnie dzisiaj słuchamy Bożego Słowa, to widzimy, że to słowo tej konkretnej niedzieli mówi o gościnności. Ale gościnności specyficznej, gościnności człowieka wobec Boga. Bo najpierw w Księdze Rodzaju (por. Rdz 28, 1-10a), w pierwszym czytaniu widzimy tę gościnność Abrahama i Sary wobec wędrowców, w których objawił się Bóg. A potem w Łukaszowej Ewangelii (por. Łk 10, 38-42) widzimy Martę i Marię, które są gościnne wobec Jezusa Chrystusa.

I spróbujmy dzisiaj choć na chwilę zatrzymać się nad tą Ewangelią, zobaczyć jakie ona niesie ze sobą treści. Bo najpierw widzimy, że Jezus zostaje zaproszony przez Martę do jej domu. Oczywiście Marta zaprasza w swoim imieniu, ale w domu okazuje się, że jest jeszcze Maria, jej siostra. Być może, choć Ewangelista tego nam nie zapisuje, były to siostry Łazarza.

Jezus przyjął to zaproszenie i poszedł w gościnę. I Marta, jak widzimy, uwija się wokół tego, co trzeba przygotować dla tak ważnego gościa, dla osoby, którą zaprosiła. Ale jej siostra Maria nie angażuje się w to, co czyni Marta. Siada u stóp Jezusa i chłonie każde Jego słowo. Jest jak gąbka, która jest w stanie wszystko przyjąć.

I ta postawa Marii denerwuje Martę. I nawet ma do Jezusa pretensje o to, że siostra zostawiła ją całkowicie samą przy usługiwaniu, a Jezus nic nie mówi. Jezus nie zwraca uwagi, Jezus nie reaguje. I wtedy Jezus bardzo wyraźnie wskazuje Marcie, że martwi się i niepokoi o wiele rzeczy. Czasami tych rzeczy, które tak naprawdę nie są istotne. Czasami wręcz są zbędne.

A potrzeba mało albo tylko jednego: zanurzyć się w obecności Boga, który przychodzi, w obecności Jezusa, który jest na wyciągnięcie ręki. Bo to jest najlepsza cząstka, której Maria nie zostaje pozbawiona. Bo ona nie koncentrowała się na tym, co jest otoczką, co poboczne, ale na tym, co istotne, a właściwie najistotniejsze.

Drodzy bracia i siostry,

czego konkretnie nas, tutaj dzisiaj obecnych, uczy to Słowo Boże w tę konkretną niedzielę? Najpierw widzimy, że czasem zapraszamy Boga do swego życia, do swojej codzienności, do tych spraw, które przeżywamy, ale najczęściej pamiętamy o Nim wtedy, kiedy dzieje się źle, kiedy jest nam ciężko, kiedy przeżywamy trudności, jak mówi przysłowie, jak trwoga to do Boga.

A w naszym codziennym życiu ciągle gdzieś biegniemy, za czymś gonimy, coś robimy, wydaje się nam, że to jest ważne, istotne, czasami najważniejsze. I wtedy słuchamy słów Jezusa, co prawda, ale czynimy to trochę jak Marta, gdzieś mimochodem, przelotnie, bez uwagi, bo nasze umysły i serca zaprzątnięte są innymi sprawami. I uwijamy się wokół. tych wszystkich spraw, które nas zaprzątają.

A brak nam tak często, nawet gdy przychodzimy do kościoła na Eucharystię, jesteśmy na adoracji Najświętszego Sakramentu, czy poświęcamy czas na modlitwę, tej postawy Marii, by ze spokojem siąść u stóp Jezusa i chłonąć każde Jego słowo, by to słowo przemieniło całe nasze życie. I tak zagonieni często mamy pretensje.

do innych, że nam nie pomagają, do Pana Boga, że On nie reaguje, nie działa. A tymczasem my potrafimy na tysiąc sposobów usprawiedliwiać siebie, żeśmy się codziennie nie pomodlili, żeśmy w niedzielę i święto nakazane nie przyszli do kościoła. Przechodzimy obok tej świątyni, mijamy kaplice adoracji, to nawet szkoda nam czasu, aby wejść i pobyć z Jezusem, a potem co?

A potem jesteśmy zmęczeni, sfrustrowani, ciągle na wszystko narzekamy, gdy przychodzi pokusa zamiast z nią walczyć ulegamy grzechowi. A Jezus dzisiaj wskazuje nam bardzo wyraźnie, że On zna wszystkie nasze troski i niepokoje, ale tylko u Niego jesteśmy w stanie uspokoić swoje rozkołatane serce, bo św. Paweł (por. Kol 1, 24-28) dzisiaj uczy nas, że Jezus jest nadzieją chwały, że ucząc z całą mądrością o Jezusie Chrystusie i nasiąkając Jego Słowem, czynimy to po to, aby każdego człowieka przedstawić jako doskonałego w Jezusie Chrystusie.

I po to jest czas modlitwy, czas niedzielnej świątecznej Eucharystii, czas adoracji, aby uspokoić swoje rozkołatane serce, by usiąść u stóp Jezusa. I wtedy dopiero uświadomimy sobie, że to nie Jezusowi jest potrzebne spotkanie z nami na modlitwie, na adoracji, na Eucharystii.

To nie my robimy Panu Bogu łaskę, że do Niego przychodzimy i jak ochłap rzucimy trochę czasu, który może i nam zbywa, ale że to Bóg robi nam łaskę, że z nami chce się spotykać. I tylko wtedy, kiedy pośród naszego zabiegania, tego bycia Martą, w codziennym życiu, przyjmiemy też postawę Marii, to wtedy nasiąkając Słowem Bożym nie zostaniemy pozbawieni tego, co najważniejsze i najistotniejsze. Amen.