Moje przeżywanie samotności ze św. Janem Pawłem II

Drodzy Bracia i Siostry!

Nasze obserwacje i doświadczenie podpowiadają nam, szczególnie wtedy kiedy kontaktujemy się z ludźmi, że spotykamy ludzi samotnych, którzy żyją pełnią życia, widać w nich radość i pogodę ducha, ale również spotykamy ludzi samotnych, pełnych zgorzknienia, ciągle narzekających, na których ustach nie gości uśmiech. Dlatego tak się dzieje, że jedni w sposób pełen pogody ducha przeżywają swoją samotność, a inni noszą w sobie nieustanne pretensje do całego świata?

W swoim codziennym życiu, nie tylko w dzieciństwie, szukamy bohatera, osoby z którą moglibyśmy się identyfikować. Kiedy bowiem takiego człowieka podziwiamy, to w jakiś bezwiedny sposób przejmujemy jego cechy: sposób zachowania, jakieś charakterystyczne powiedzenia czy wreszcie elementy sposobu jego życia.

Dla nas, ludzi wierzących, takim bohaterem jest przede wszystkim Jezus Chrystus, Syn Boży, w którego wiarę wyznajemy każdym słowem i czynem. Jednak doświadczając trudności na drogach wiary szukamy także innych, którzy Go naśladowali w swoim codziennym życiu. Szukamy takich postaci, by pomogły nam iść drogami wiary ale szukamy ich też dlatego, aby zobaczyć, że to co dzieje się w naszym życiu nie dotyczy tylko nas, ale także i innych ludzi.

W związku z przygotowaniem do kanonizacji św. Jana Pawła II, chciałbym aby to On pomógł nam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Być może w sercach niektórych pojawia się w tym momencie pytanie: co na temat przeżywania życia codziennego może nam samotnym, wdowom i wdowcom powiedzieć św. Jan Paweł II, skoro jego życie było zupełnie inne?

O przeżywaniu swojej samotności i owocach tego przeżywania może Św. Jan Paweł II powiedzieć nam wiele, bo choć w swoim życiu wybrał drogę powołania kapłańskiego, biskupiej i papieskiej posługi, to tym co łączy Jego i nas jest przeżywanie samotności.

Drodzy Bracia i Siostry!

W historii swojego życia św. Jan Paweł II trzykrotnie przeżywał utratę swoich bliskich. Najpierw umiera matka, później będący lekarzem brat zaraża się i umiera pielęgnując zarażonych a wreszcie w mrocznym czasie niemieckiego, hitlerowskiego terroryzowania Europy, a tym samym i Polski, umiera Jego Ojciec. Można powiedzieć, że w tym wymiarze rodzinnym, ludzkim pozostaje samotny, idzie przez codzienność wciąż sam.

Jednak wokół niego wciąż gromadzili się ludzie, którzy wypełniali wciąż na nowo tę samotność. Widzimy bardzo wyraźnie, że to doświadczenie życiowe nie poprowadziło go drogą zamknięcia się w sobie, skoncentrowaniu się na swoim bólu, ale poprowadziło do otwarcia na innych, skoncentrowaniu na tym, by im nieść wiarę, nadzieję i miłość.

Patrząc na Jego życie można stwierdzić, że wybierając drogę życia samotnego, na wyłączną służbę Bogu, pogodził się z faktem, że nie będzie mógł mieć dzieci. To jednak nie spowodowało, że w swoim życiu stał się bezpłodny, gdyż przez swoje słowa, gesty i czyny nieustannie rodził innych do życia wiary, życia wiecznego. Dlatego nie marnował swojego czasu na rzeczy mało istotne, gdyż wiedział, że czas to miłość: stracona lub dana innym.

Używając pewnego porównania można stwierdzić, że św. Jan Paweł II przez taki a nie inny sposób przeżywania swojej samotności, stał się tronem dla Boga, aby inni mogli Boga lepiej zobaczyć. Z drugiej zaś strony stawał się ramą, w której można było Boga zobaczyć, samemu starając się tak żyć, by być na obraz i podobieństwo Boga. Dzięki temu tego Boga wielu ludzi mogło namacalnie doświadczyć, spotkać i zobaczyć, jak obraz oglądany na wystawie.

Dziś, gdy rozejrzymy się wokół siebie, to zobaczymy ile jest wokół nas niezrozumienia i nienawiści, złych myśli i złych słów oraz złych czynów. Jakże one wypływają negatywnie na nasze ludzkie relacje. Brak przebaczenia nie tylko niszczy nasze spotkanie z Bogiem, który powiedział słowami samego Jezusa: „..jeśli nie przebaczymy ludziom to i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień..” (Mt. 6,14-15).

Doskonale rozumiał to św. Jan Paweł II, który doświadczywszy miłości Boga i zanurzony w tajemnicy Bożego Miłosierdzia, potrafił wyciągnąć rękę do przebaczenia wobec tych, którzy Go skrzywdzili, jak to wymownie miało miejsce chociażby w wypadku zamachowca, który chciał Go zgładzić. Tak samo dalekowzrocznie patrzył, gdy jako jeden z sygnatariuszy pisał list biskupów polskich do biskupów niemieckich.

Rozumiał bowiem, że przyszłość można budować tylko na przebaczeniu, które samemu otrzymuje się od Boga, ale jednocześnie jest się zobowiązanym to przebaczenie dzielić z drugim człowiekiem. I to nawet wtedy, gdyby po ludzku wydawało się, że ta druga osoba na to przebaczenie nie zasługuje.

Drodzy Bracia i Siostry!

Przede wszystkim jednak Św. Jan Paweł II, pokazuje, że aby swoją samotność przeżywać właściwie potrzeba nabrania odpowiedniej perspektywy. Potrzeba otwarcia się na Boga. Widać to bardzo wyraźnie w Jego zawierzeniu bez reszty Bożemu Miłosierdziu, gdyż ta prawda stałą się motorem Jego działania jako robotnika, później kapłana, następnie biskupa i wreszcie papieża, by zanieść to orędzie nadziei całemu światu.

To otwarcie na Boga, Jego plany i moc, widać także bardzo wyraźnie w tym zawierzeniu Maryi, które wypisał na swoim jakże prostym biskupim, a później papieskim herbie. To w właśnie w Niej odnalazł matkę ziemską, którą utracił w dzieciństwie. W Miłosiernym Bogu odnalazł zaś utraconego ziemskiego ojca. I dzięki temu odnalezieniu ojca w Bogu, a w matki w Maryi, tak przeżywał swoje życie, że wszyscy ludzie stawali się dla Niego braćmi i siostrami. Tam wypełniły się w jego życiu słowa Jezusa, że kto wyrzeka się tego co ziemskie dla Chrystusa stokroć więcej otrzyma i życie wieczne odziedziczy (por. Mk 10, 29-30).

Swoją moc czerpał z Eucharystii, do której dziś w I czwartek miesiąca w sposób szczególny się odnosimy. Zrozumiał, że zjednoczenie i bycie z Chrystusem na Eucharystii, to źródło nadziei, a zginanie kolan przed Eucharystią na adoracji, to źródło miłości, która niczego nie pragnienia dla siebie, ale daje się wciąż innym.

Wiedział też, że do tego daru nie da się podejść byle jak. Dlatego tak często, co ok. 2 tygodnie a czasem i częściej się spowiadał, gdyż w Sakramencie Pokuty i Pojednania widział jedyne lekarstwo na ludzie grzechy. Chciał mieć wrażliwe sumienie, by usłyszeć Boży głos.

Uczy nas w ten sposób, że mamy przeżywać dobrze naszą spowiedź, bo nie jest tak, że nie mamy grzechów, jak czasami mówią niektórzy, że nie mają się z czego spowiadać. Wtedy jest to sygnał, że nasze oczy już są tak zaślepione, że tych grzechów nie dostrzegają, bo się do nich przyzwyczailiśmy.

Drodzy Bracia i Siostry!

Św. Jan Paweł II staje się także nam bardzo bliski nie tylko z powodu cierpienia, przeżywanego po stracie swoich bliskich, ale także i tego cierpienia, którego w czasie całego jego życia, a zwłaszcza w jego końcówce nie brakowało.

Z jednej strony było to cierpienie fizyczne, którego przedsmaku dane mu było doświadczyć już na Placu św. Piotra 13. grudnia 1981 roku. Nie opuszczało go ono i później, dając z biegiem lat znać coraz bardziej o sobie w postaci drżącej ręki, problemów z wymową, problemów z chodzeniem aż do korzystania z inwalidzkiego wózka. Wreszcie ten ostatni Wielki Tydzień, aż do wigilii Niedzieli Miłosierdzia Bożego to było jedno wielkie cierpienie, które mu towarzyszyło.

Jednak oprócz tego cierpienia fizycznego, można było zobaczyć cierpienie duchowe. Jego źródłem było niezrozumienie, kiedy walczył by nie wybuchała wojna w Zatoce Perskiej, gdy bronił małżeństwa i rodziny oraz zasad wiary. Wreszcie, gdy wcześniej wspierając nas Polaków na drodze do odzyskania wolności, to doświadczenie bólu niezrozumienia w 1991 roku w czasie swojej pielgrzymki, gdy przywiózł nam Dekalog na drogi wolności. Bolało go to bardzo, że został odrzucony a jego troska o właściwe zagospodarowanie wolności źle zrozumiana. O ile potrafił bowiem oswoić się z atakami przeciwników, to jednak nie spodziewał się tego od swoich.

I co wtedy zrobił św. Jan Paweł II? Oddawał wszystko Bogu. Jakże wyraźnie można było to zobaczyć w ostatni na tej ziemi Wielki Piątek w czasie drogi krzyżowej w Koloseum. Nie mogąc być z ludźmi, których tak kochał a którzy się tam zgromadzili, w swojej kaplicy oglądając transmisje tego wydarzenia przytulił się do ukrzyżowanego Chrystusa. Czyż nie chciał i nam powiedzieć, że to jedyna droga przeżywania swojego cierpienia?

Drodzy Bracia i Siostry!

Jeśli nie chcemy zrobić krzywdy św. Janowi Pawłowi II i Jego nauczaniu, a zarazem jeśli chcemy wypełnić Jego testament, z którego tchnie wiarą w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, to nie mamy innego wyboru, jak dziś zabrać Go do swojego codziennego życia. On pokazuje nam bowiem, że to dzięki Chrystusowi zwyciężył w swoim życiu a nie życie Go zwyciężyło.

Nie chodzi jednak o to, aby gdzieś w kościele powiesić wysoko obraz czy zamontować figurę i poprzestać na podziwianiu. Nie chodzi o to, by taki obraz gdzieś wysoko powiesić w naszym domu i podziwiać jako nieosiągalny ideał. On bowiem, dlatego, że tak a nie inaczej przeżywał swoją codzienność nie był człowiekiem sfrustrowanym, ale pełnym energii i nadziei, którą niósł każdemu spotkanemu człowiekowi.

Przesłanie Jana Pawła II jest jasne. Po pierwsze brać wzór z Jezusa Chrystusa czyli w codzienności starać się być wiernym wobec tego wzoru. Po drugie, na wzór Jezusa Chrystusa, być poprzez swoje myśli, słowa i czyni „dla drugich”, gdyż wszystko co mamy posiadamy także „od drugich” (por. św. Jan Paweł II, Przemówienie do alumnów, księży i zakonników, Szczecin, 11.06.1987).

Niech zbliżająca się kanonizacja pozwoli nam z św. Janem Pawłem II się bliżej zaprzyjaźnić. Niech to dzisiejsze zaproszenie do wpatrzenia się w Niego, pozwoli nam także przeżywać swoją samotność, nie z grymasem bólu i zacięcia na ustach, ale z nadzieją, której źródłem jest Bóg w swoim Miłosierdziu oraz nasza i Boża Matka Maryja.

Wiemy dobrze, że św. Jan Paweł II odszedł w wigilię Święta Bożego Miłosierdzia i w I sobotę miesiąca. Być może w ten sposób, w tym ostatnim momencie, pokazał nam właśnie tę drogę. Może więc, ucząc się prawdziwego przeżywania życia i wiary od Jana Pawła II, jako dar kanonizacyjny ofiarujmy Bogu naszą modlitwę o „miłosierdzie dla nas i całego świata” (por. Koronka do Miłosierdzia Bożego) lub Matce Bożej 5. pierwszych sobót miesiąca, jako ratunek dla nas i świata. Amen.