Drodzy Bracia i Siostry!
W tym szczególnym czasie epidemii, przychodzimy tą małą grupką, by – jak modliliśmy się na początku tej Eucharystii w pierwszej modlitwie mszalnej – pojąć naukę płynącą z męki Jezusa Chrystusa, aby dzięki temu mieć udział w Jego zmartwychwstaniu (por. kolekta).
Bóg bowiem przychodzi strapionemu przez słowo krzepiące (por. Iz 50, 4-7), gdyż nasz Bóg: Jezus Chrystus nie skorzystał ze swego majestatu, ale ogołocił się dla nas w duchu służby, której znakiem jest zarówno krzyż, jak i Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie, bo na imię Jezusa zegnie się każde kolano (por. Flp 2, 6-11).
Bóg zostawił nam siebie w Eucharystii, by dać nam swoje Ciało i swoją Krew jako pokarm nieśmiertelności. Każda przecież Eucharystia to bezkrwawe powtórzenie i uobecnienie tego, co w sposób krwawy rozegrało się na Golgocie, co wydarzyło się na krzyżu „na odpuszczenie grzechów” (por. Mt 26, 14 – 27, 66).
Bóg zostawia nam siebie w Eucharystii, co szczególnie przy obecnych ograniczeniach odczuwamy, abyśmy mogli przy Nim czuwać jak uczniowie. Daje nam siebie w Eucharystii, bo nie chce, aby zmorzył nas sen grzechu, zdrady na wzór Judasza, zniechęcenia, rozpaczy, ludzkich obaw i lęków, odrzucenia Jego obecności na wzór starszych i uczonych w Piśmie, poniewierania Boga na wzór sług arcykapłana i żołnierzy czy zaparć się Jezusa na wzór świętego Piotra. Mówi nam, że „duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe” i daje od razu receptę: „czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie”.
Drodzy Bracia i Siostry!
W naszym życiu bowiem wciąż rozgrywa się dramat. Dramat rozpięty pomiędzy zafascynowaniem Bogiem, gdy On i Jego sprawy są dla nas wygodne, z radosnym śpiewem „Hosanna” (por. Mt 21, 1-11) a wzburzonymi i zbuntowanymi okrzykami „Na krzyż z Nim. Krew Jego na nas i na dzieci nasze”, gdy Bóg nie realizuje czegoś według naszych zamiarów. Wtedy właśnie wybieramy swojego codziennego, wygodnego, Barabasza zamiast Jezusa Chrystusa.
Bóg daje nam wciąż siebie i czeka, abyśmy pojęli naukę płynącą z Jego męki. Tymczasem jedni walczą z Jego obecnością jak arcykapłani i starsi ludu; drudzy wyśmiewają Jego majestat jak słudzy, żołnierze i tłum pod krzyżem; inni umywają od Niego ręce dla świętego spokoju jak Piłat; jeszcze inni trwają cierpliwie pod Jego krzyżem jak Maryja i Jan a są wreszcie tacy, którzy patrząc na krzyż Chrystusa, jak setnik i żołnierze, odkrywają prawdziwego Boga i Jego miłość do każdego człowieka aż po cierpienie i śmierć.
W ten sposób – jak te dwie ostatnie grupy – mamy dać się pojednać Bogu przez mękę Chrystusa, bo nie zasługujemy na to z powodu naszych grzechów, ale otrzymujemy dzięki Jego miłość, z bezgranicznego Jego miłosierdzia (por. modlitwa nad darami). Bo Jezus wolny od grzechów cierpiał za grzeszników a nie mając winy przyjął niesprawiedliwy wyrok, aby odpokutować zbrodnie świata. Wszystko to zaś po to, aby Jego śmierć zgładziła nasz winy, a Jego zmartwychwstanie przyniosło nam Zbawienie (por. prefacja na Niedzielę Palmową).
Nasz Bóg bowiem jest z nami na dobre i na złe w tym co przeżywamy na swojej codziennej drodze krzyżowej, bo przez śmierć Jezusa na krzyżu, w darze Eucharystii, daje nam nie tylko samego siebie, ale nadzieję na życie ziemskie – nasze tu i teraz, ale też i na życie wieczne (por. modlitwa po komunii). Amen.