W 2010 roku, w „Warszawskich Studiach Pastoralnych” 11 (s. 38-58) ukazał się tekst ks. Czesława Parzyszka SAC o trosce Prymasa Tysiąclecia o życie duchowe osób zakonnych, noszący tytuł „Troska Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego o życie duchowe osób zakonnych”. W czasie przygotowania do beatyfikacji Sługi Bożego warto ten tekst przypomnieć. Ze względu na długość zostanie on podzielony jednak na części. Publikuję obecnie drugą jego część.
2. Troska Księdza Prymasa o formację duchową osób zakonnych
Duszpasterską troską Prymasa Polski było nie tylko ratowanie bytu zakonów, ale także to, by zakony mogły w Polsce jak najpełniej realizować swe profetyczne posłannictwo, które wynika z miejsca zakonów w organizmie Kościoła.22 Od początku pracy z siostrami Kardynał Wyszyński położył duży nacisk na ich wielokierunkową formację jako przygotowanie do nowych zadań, jako odpowiedź na ówczesne potrzeby Kościoła w dobie komunizmu.
W przekonaniu Księdza Prymasa zakony nie mogą podjąć twórczo swych zadań bez głębokiego zrozumienia czym są w Kościele, stąd taki nacisk kładł na ich związanie z Kościołem. Bardzo często w swoich przemówieniach wracał do ich formacji eklezjalnej i tej prawdy, że mają one nie tylko czuć z Kościołem, sentire cum Ecclesia, bo to mało, ale żyć w Kościele i z Kościołem vivere in Ecclesia. „To sentire cum Ecclesia oznacza i to – mówił – że rodziny zakonne powinny pomagać biskupowi w jego trudnych zadaniach. Dlaczego? Dlatego, że rodziną właściwą jest diecezja, a wszystko inne jest komórką, jest kółeczkiem, które rusza się w tym organizmie nadprzyrodzonym. To kółeczko musi sprawnie i harmonijnie działać. Ono musi współdziałać. Zakon to nie jest drugi Kościół. Kościół jest jeden. (…) Unitas tego współdziałania trzeba jak najbardziej podkreślać; na tym powinno wam bardzo zależeć. To już nie idzie o to, żeby Ksiądz Biskup przyjeżdżał może częściej do domu zakonnego, gdzie się przyjmuje go kwiatkami. Idzie o to, by on był, by to była rodzina Boża, by uniknąć tego getta duchowego, które niestety bardzo często się pielęgnuje w rodzinie zakonnej, tego getta duchowego, tej obcości, dalekości. „My kochamy Kościół”, jasna rzecz. Właśnie o to idzie, żeby działać z nim, żeby mu pomagać. A Kościół ma dzisiaj swoje wielkie potrzeby i wielkie toczy boje… Kościół jest dziś w bardzo trudnej sytuacji. Prasa zagraniczna pisze: Kościół w Polsce zwyciężył! To jest prawda. Ale pamiętajmy o jednym, że często zwycięstwo odniesione jest początkiem przyszłej klęski, jeśli zwycięstwo usypia.23
Ksiądz Prymas często przypominał prawdę o dawaniu świadectwa, którą ujmuje w kontekście posłuszeństwa woli Bożej w Kościele, którego źródłem jest miłość: „Nasz stosunek do Kościoła Bóg pragnie ułożyć również w oparciu o miłość. Uległość Kościołowi jest możliwa tylko przez miłość. Ludziom, którzy Kościoła nie miłują, trudno jest pogodzić się z nim, ale jeżeli go miłują naprawdę, to w najcięższych nawet sytuacjach zawsze podporządkują Kościołowi własne sprawy, bo Kościół to jest także miłość. Nasz stosunek wewnętrzny, polegający na podporządkowaniu się woli Kościoła, jest możliwy tylko przez miłość. Kościół od nas tak mało wymaga, iż niektórzy mędrcy, teologowie i mistycy doszli do przekonania, że wystarczy polecenie: „Miłuj i czyń, co chcesz!” W Kościele ten, kto miłuje, nie ma kłopotu z żadnymi prawami, przepisami i kodeksami karnymi, nawet nic o nich nie wie. Św. Paweł tak tłumaczy: przykazania są potrzebne tym, którzy je naruszają, a nie tym, którzy ich nie naruszają. Kościół żąda od nas naprawdę tylko jednego: miłuj! Uległość Kościołowi to uległość miłości, do której on nas nieustannie namawia”.24
Ksiądz Prymas nieustannie podkreślał potrzebę wszechstronnej formacji zakonnej: formacji ewangelicznej, apostolskiej, intelektualnej, która ma prowadzić do dojrzałej osobowości osoby oddanej Bogu. W przemówieniach do mistrzyń domagał się właściwej hierarchii wartości wpajanej młodym siostrom już w postulacie czy nowicjacie. Nieprawidłowością jest – stwierdzał – by najważniejszą była przełożona, potem zwyczajnik, reguła, konstytucje, założyciel a na końcu Matka Boska i Pan Jezus. Takie wychowanie nie ma korzenia (7 III 1952 r.).25
Fundamentem formacji zakonnej – według Księdza Prymasa – winien być Chrystus i Jego Ewangelia. „Do tego, aby zrozumieć Chrystusa i do końca uwierzyć Ewangelii – mówił – potrzeba użyć głowy i kolan. Przez wysiłek umysłowy i modlitwę, przez wiarę i miłość, siostry przygotowują się do służby. Aby być na służbie Dobrej Nowiny należy wczytywać się w tę Księgę Żywota, mieć ją zawsze pod ręką, w torbie podróżnej, w kolejce, w domu, aby wszczepiać się od razu w Tego, Który jest Drogą, Prawdą i Życiem. To wczytywanie się w Ewangelię ma trwać przez całe życie zakonne (7 IV 1975 r.). „Nowoczesna, postępowa zakonnica to ta, która naprawdę głęboko jest zjednoczona z Chrystusem, która najmocniej uwierzyła, umiłowała i najpełniej służy. Takich zakonnic potrzebuje Kościół wieku XX i następnych aż do skończenia świata.”26
Po wielekroć uświadamia przełożonym tę prawdę „Wy też pamiętajcie, musicie być kimś. Nie idzie o to, aby było ludzi wiele, tylko by byli to ludzie dobrzy i wartościowi (12 XII 1971 r.). „Nie sposób rozpocząć pracę inaczej, jak tylko przez ukształtowanie własnej osobowości. Każdy z nas musi mieć pion, jakieś potężne «plecy» o które się oprze” (22 III 1958 r.). „Bywa – mówił – że zakonnik żyjąc w środowisku ludzkim nie ma tym ludziom nic do powiedzenia, nie emanuje z siebie Dobrą Nowiną, ale w określeniu ludzi jest to «taka lalka ubrana w habit». Im bogatsza jest osobowość zakonnicy, tym owocniej może pełnić swą misję profetyczną w Kościele” (9 II 1958 r.).
Już na początku swojej działalności duszpasterskiej Ksiądz Prymas ostrzegał przed niebezpieczeństwem rutyny. W 1957 r. powiedział na spotkaniu z Wyższymi Przełożonymi: „Jest wielkie niebezpieczeństwo rutyny w rodzinach zakonnych. Maluje się ona na całym trybie życia zakonnego. Konstytucja, regulamin, klauzura, habit, to wszystko w jakiejś formie stabilizuje. Byłoby jednak rzeczą złą, gdyby to był stan stabilizacji tego, co jest, gdyby konstytucja i klauzura zamykały człowieka tak, że wszedłby w rytm rutyny i stałby się ani zimny, ani gorący. Nie ma takiego zakonu, w którym by w swoim czasie szaleńcy Boży nie sprawili dużo kłopotu. Ale nawet ci, którym szaleńcy Boży kłopotu przyczynili, kiedyś powiedzą: a jednak dobrze, że byli w naszym zakonie! Otóż na pewno nie chciałbym, żeby wielu na raz takich szaleńców Bożych zjawiło się, ale przydałby się w każdej rodzinie zakonnej taki jeden dla rozruszania «sadzawki Siloe».”27
Większość członków rodziny zakonnej, to są ludzie raczej spokojni, równi i jeżeli komu, to właśnie im grozi niebezpieczeństwo rutyny. Nic się właściwie w ich duszy nie dzieje. Wszystko się tak robi posłusznie, nie spiesząc się nadmiernie: „Mamy czas, był zakon, będzie zakon; nic się nie stanie; mamy tyle budynków, tyle gmachów i domów, gdy tutaj będzie źle, pójdę sobie do innego!” I tak człowiek włóczy nogami. Przenosi walizy z jednego domu zakonnego do drugiego i ostatecznie nie posuwa się nic naprzód w rodzinie zakonnej w tym człowieku. Niebezpieczeństwo rutyny!”28 Przeciwdziałanie tej rutynie, a więc troska o radykalizm życia to przede wszystkim uświadamianie sobie czym jest dar powołania, jakie jest jego miejsce w Kościele, a więc jaka jest moja odpowiedzialność za właściwe bycie, za świadectwo. Poszczególne osoby zakonne i całe wspólnoty „są powołane do tego, by dawać w Kościele jawne świadectwo pełnego oddania się Bogu”. Całkowitość konsekracji zakonnej domaga się, by to publiczne świadectwo było dawane przez całe życie. Wybrane wartości, styl życia i zachowanie są wymownym świadectwem o miejscu, jakie Chrystus zajmuje w życiu danej osoby zakonnej.
„Jeśli chcesz być doskonałym człowiekiem, jeśli chcesz być radością Boga, rodziny, Kościoła, Narodu, państwa – to zmieniaj całe serce twoje, całą duszę twoją, wszystkie siły twoje, wszystkie myśli twoje – na miłość ku Bogu i ludziom. Wszędzie wprowadzaj miłość.”29 Tak więc właściwą odpowiedzią na dar powołania jest całkowite, wyłączne i bezwarunkowe poświęcenie się Bogu; na wezwanie miłości wybrania – człowiek odpowiada miłością oddania, która jest istotą konsekracji, bowiem „całkowite i bezwarunkowe oddanie (…) stanowi wewnętrzną dynamikę powołania do życia konsekrowanego”. Konsekracja zakonna jest całkowitym darem z siebie. Niczego się nie zatrzymuje dla siebie. Do istoty miłości należy zapomnienie o sobie, nie szukanie siebie, wyjście z siebie, by oddać się Umiłowanemu, by być do Jego dyspozycji. Oddanie bezwarunkowe – znaczy to oddanie bez stawiania warunków; miłość bowiem nie stawia warunków, miłość się daje. Konsekwencją takiej miłości jest wierność Umiłowanemu, oddanie się wyłącznie tylko Jemu. Im bardziej się pozna, pokocha i przeżywa swoje powołanie zakonne, tym bardziej staje się ono wymagające, a jednocześnie staje się źródłem szczęścia i daje radość z należenia do Chrystusa na zawsze. I daje siłę do zapomnienia o sobie i do bycia dla innych. „Jezus Chrystus, człowiek doskonały, powiązał w jedno niebo i ziemię. Wiedział, że kto miłuje, kto się poddaje woli Ojca, temu będzie dobrze na ziemi i ten na pewno znajdzie się w niebie. Pełnić na ziemi wolę Ojca, mieć wobec Niego pełną uległość, to gwarancja nieba. Wobec tych perspektyw pozostaje nam tylko jedno: pragnienie pełnego posłuszeństwa woli Bożej. Chrystus ucząc nas słów: «Bądź wola Twoja», pragnął naszego poddania się dobroci, miłości i potędze miłującego Boga. Posłuszeństwo woli Bożej to posłuszeństwo wielkiej Miłości. Poddając się woli Boga, poddajemy się Miłości, bo Bóg jest Miłością.”30
Ale jak mówił: „Każda prawdziwa miłość musi mieć swój Wielki Piątek”.31 I aby nie osłabła to potrzebna jest głęboka modlitwa. To potrzebna jest wierność aż do zaparcia się siebie – bo przecież „Bóg i wtedy nas miłuje, gdy cierpieniem uświęca”.32 „We wszystkim, co człowieka w życiu spotyka, trzeba się dopatrzyć śladów Bożej miłości. Wtedy wstępuje radość do duszy, która może całkowicie zaufać kierowniczej mądrości Boga”33 Ta ufność sprawia, że człowiek jest w stanie opierać się tylko na Bogu i w Nim odnajdywać siłę i pociechę: „Gdy czujemy się osamotnieni, wtedy zamiast obchodzić niekończący się labirynt drzwi – w poszukiwaniu przyjaciół, lepiej zwrócić się do Ducha Świętego i zająć się tym „Słodkim Gościem duszy”, bo On najlepiej nas zrozumie”.34
Konsekwencją tego zjednoczenia przez miłość, tej oblubieńczej miłości, jest pragnienie przebywania razem: razem nie tylko na Taborze, ale i pod Krzyżem. Jak bowiem Golgota była szczytem miłości w życiu Jezusa, tak i droga za Chrystusem osób konsekrowanych – to droga krzyża, krzyża przyjętego z miłością. Nie ma miłości bez wierności. Miłość ta pogłębia się poprzez modlitwę. „Przez tę modlitwę Chrystus wyciąga niejako człowieka z egoistycznej otoki własnej, wyznacza mu zadania społeczne i skierowuje do wielkiej rzeszy dzieci Bożych, ku powszechnej rodzinie ludzkiej. Człowiek jest tak mocno związany ze sobą, że trudnemu o sobie zapomnieć, może jednak wyrobić w sobie zwyczaj myślenia o innych. Może w sobie przezwyciężyć siebie, „przejść siebie”, jak nieraz ludzie mówią, i uwrażliwić się na innych. Do takiego zadania muszą być dobrane środki, które by podtrzymywały człowieka Bożego w postawie uwrażliwienia na innych i łatwego zapominania o sobie”.35
Człowiek modlitwy, to człowiek nadziei „Konieczna jest tu również modlitwa o to, aby w świecie umocniła się świadomość dobrej i słodkiej Opatrzności, aby znikła beznadziejność i rozpacz. Człowiek Boży i apostolski zawsze zostawia nadzieję, choćby odrobinę nadziei! Modlitwa o świadomość Bożej Opatrzności w świecie może być bardzo konkretna, sprowadzająca Boga do najdrobniejszych szczegółów i drobiazgów ludzkiego życia”.36 Człowiek modlitwy to człowiek niosący wszystkim przebaczenie, to człowiek, który odkrył ojcostwo Boga i dzieli się nim z wszystkimi „Pan Bóg chce nas zachęcić do łatwego przebaczania i odpuszczania grzechów, i to nie tylko wybranym, lecz wszystkim. Nie można tak sprawy ustawiać: tobie przebaczę, ale z tamtymi się nie pogodzę. Nasz pokój i wewnętrzna swoboda zależy od tego, czy odpuścimy wszystkim, bez wyjątku. Wtedy dopiero człowiek naprawdę się wyzwala. A więc pierwsza rzecz: modląc się: «jako i my odpuszczamy naszym winowajcom » musimy przede wszystkim odpuścić wszystkim «winowajcom», nikogo w naszym przebaczeniu nie pomijając. Musimy także odpuścić naszym bliźnim wszystkie winy, nie tylko niektóre. Nieraz nam się wydaje, że przedmiotem przebaczenia musi być jakaś wielka rzecz, niemalże zabójstwo w biały dzień. Tymczasem istnieją małe zadry, drobiazgi, prawie nic, które trzeba wybaczać i zapominać.”37
„Modlitwa musi więc zajmować swoje właściwe miejsce, nie można nic z niej utracić pomimo wzrastającego nawału pracy. Trzeba więc ją przesunąć na odcinek naszej pracy, musi wyjść z kaplicy i podejść z nami do codziennych zajęć. Co więcej, jest to konieczne i dlatego, że życie nasze staje się coraz bardziej rozproszone, że ulegamy warunkom naszej pracy pełnej wysiłku, pośpiechu, że otoczeni jesteśmy gwarem tego świata. To wszystko co dzień niesie, ma być zrównoważone modlitwą, by cały ten nieład nie przeniósł się do duszy naszej, by ratować pracę modlitwą, a modlitwę uratować w pracy.”38
Prymas Tysiąclecia zwracał uwagę na pokorę w życiu zakonnym, z której wyrasta cała teologia zawierzenia Matce Bożej. „Pokora jest niezbędna wobec planów Bożych… Niczego nie uczyniłem w życiu swoim, by do tego wyniesienia dojść. Bóg działał sam: On wybierał, On posyłał, On wymagał”.39 A jak sam wyznaje, tę Bożą opiekę odkrył przez matczyną miłość Maryi. Stąd jego odpowiedź – Per Mariam soli Deo. „Dziękuję ci Ojcze, za Matkę Syna Twego. Gdy widzę Ją, wierzę jeszcze głębiej i mocniej, że jesteś Ojcem. Najlepszym, najczulszym, jedynym, prawdziwym”.40 Można powiedzieć, że właściwie nie ma żadnej rzeczywistości nie związanej z życiem zakonnym, którą by człowiek nie odnalazł w życiu Maryi. Wiążąc się miłością z Matką można pogłębić swoją miłość do Chrystusa. Ona jest obecna w każdych chwilach naszego życia, w tych radosnych i w tych trudnych. I nie tyle po to, aby troszczyć się po ludzku o nas, ale po to aby troszczyć się o obecność Chrystusa w naszym sercu”.
Ksiądz Prymas często wracał do roli profetycznej zakonów – znaków w Kościele i w świecie. Wymowne jest w tym względzie stwierdzenie „szukający Boga szukają Boga w ludziach, bo gdzie oni będą Go widzieli? W niebie? Jeszcze nie pora. W Eucharystii? Starannie ukryty. Chyba w nas. Chyba my jesteśmy ambasadorami, to my jesteśmy fotografiami i ludzie się za tym oglądają. Tak jest. My w większym czy mniejszym stopniu emanujemy z siebie Chrystusa” (7 XI 1960 r.). Mamy tak integralnie należeć do Boga, aby całym sobą móc Boga emanować, tym samym być Jego żywym świadkiem. „Nasza twarz nie może przypominać beczki kapusty”(10 X 1959 r.). Nieustannie Ksiądz Prymas zachęcał: „wszędzie was Kościół potrzebuje (…) coraz bardziej tej waszej świętości, gruntownego uświadomienia religijnego i teologicznego, potrzebuje waszego apostolstwa” (15 II 1958 r.). Trzeba oswajać się z tym, że apostolstwo jest męczeństwem, to nie jest wygodnictwo, bawienie się w „piękną damę w habicie” (9 II 1958 r.).41
Dużą wagę przywiązywał Kardynał Wyszyński do formacji intelektualnej. „Nie wystarczy wierzyć, choć jest to bardzo dużo, trzeba też i wiedzieć” (22 VIII 1958 r.). „Zauważa się niekiedy w życiu jakiejś rodziny zakonnej ogromną posuchę myśli, chcenia, rozumienia, modlitwy, życia wewnętrznego. Jest to skutek zaniedbania lektury teologicznej, co w dalszej konsekwencji pociąga za sobą brak powołań. Bóg nie pośle do takiego zakonu nowych powołań, bo «uschną», brak tam «Bożej wilgoci», nauki i mądrości” (27 VIII 1958 r.). Po Soborze Watykańskim II Ksiądz Prymas gorąco zachęca do studium dokumentów soborowych, które wskazują właściwe kierunki działania, przestrzega natomiast przed zajmowaniem się „plotkarstwem teologicznym, którego namnożyło się w prasie uprzywilejowanej przez cenzurę. Teologia wymaga rzetelnej nauki” (28 IV 1967 r.).
Bez wątpienia jego zdecydowana postawa i wymagania stawiane Przełożonym przyniosły ten pozytywny skutek. Nie wahał się używać słów mocnych i wykorzystywać swego autorytetu Pasterza. Przemawiając w roku 1958 do Matek Konsultorek i Sióstr Referentek Diecezjalnych uważał, że najważniejszą sprawą chwili jest nauczanie religii. Gdy rząd zabraniał nauczania religii w szkołach a także obsadzania parafii zakonnikami, Prymas protestował, a do Przełożonych apelował, aby nie przenosiły katechetek na inne stanowiska „do nas należy by była przepowiadana Ewangelia wszystkim. Jeżeli nie obronimy zasadniczej sprawy Kościoła, nie obronimy także zakonów. Domagam się posłuszeństwa absolutnego. Gdybym dostrzegł, że Przełożone wydają inne zarządzenie będę ich zmieniał; tego wymaga dobro Kościoła” (22 VII 1958 r.). Innym razem mówił „Zdaje się, że z tą pracą (katechetyczną) zakony w Polsce już nie będą mogły się rozstać. Byłoby rzeczą nawet szkodliwą, gdyby usiłowały pracę tę uważać za zadanie przejściowe” (16 IV 1971 r.). Pracę tę uważał za ogromnie ważną także z tego powodu, że niewiedza i ignorancja w społeczeństwie a nawet w kołach inteligenckich jest – jak twierdził – „przerażająca”.42
* * *
Niech zakończeniem niniejszej refleksji będą słowa śp. abpa B. Dąbrowskiego, które wypowiedział podczas Mszy św. pogrzebowej 29 V 1981 r. w archikatedrze św. Jana w Warszawie: „Ksiądz Prymas tak osłaniał życie zakonne, bo kochał je, bo rozumiał jego wartość dla Kościoła, dla społeczeństwa, dla Ojczyzny. W powołaniu zakonnym widział Ksiądz Prymas dar Boga dla dzieła zbawienia ludzi. Często w swoich przemówieniach zaznaczał, jak bardzo rodziny zakonne są potrzebne Kościołowi. W szczególny sposób doceniał nasz ojciec siłę życia wewnętrznego i moc modlitwy osób zakonnych. (…) Ksiądz Prymas, wyposażony przez Ojca Świętego w specjalne uprawnienia wziął odpowiedzialność za życie zakonne w Polsce. To nie było urzędowanie. On rozumiał, że odpowiada za tę cząstkę wybraną i chciał, żeby ta cząstka była naprawdę wybrana, żeby dusze zakonne rozwijały się wewnętrznie i chwaliły Boga”.
Przypisy:
22. Por. M. Wajs, Profetyzm zakonów, Warszawa 1987.
23. Por. K. Dębowska, Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski a zakony żeńskie, art. cyt., s. 22.
24. Stefan Kardynał Wyszyński, Ojcze nasz, Warszawa 2001, s. 63.
25. Por. K. Dębowska, Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski a zakony żeńskie, art. cyt., s. 22.
26. Tamże
27. Stefan Kard. Wyszyński, Dzieła zebrane, t. III, Warszawa 1999, s. 456.
28. Tamże, s. 457.
29. Stefan Kard. Wyszyński, Myśli, wyznania, refleksje, Lublin 2001, s. 22.
30. Stefan Kardynał Wyszyński, Ojcze nasz, dz. cyt., s. 62.
31. Stefan Kard. Wyszyński, Myśli, wyznania, refleksje, dz. cyt., s. 40.
32. Tamże, s. 42.
33. Tamże, s. 41.
34. Tamże, s. 76.
35. Stefan Kardynał Wyszyński, Ojcze nasz, dz. cyt., s. 11.
36. Tamże, s. 39.
37. Tamże, s. 101.
38. Stefan Kard. Wyszyński, Myśli, wyznania, refleksje, dz. cyt., s. 154.
39. Tamże, s. 121.
40. Stefan Kardynał Wyszyński, Ojcze nasz, dz. cyt., s. 22.
41. Por. K. Dębowska, Kardynał Stefan Wyszyński Prymas Polski a zakony żeńskie, art. cyt., s. 22.
42. Kard. S. Wyszyński, Idźcie i nauczajcie, dz. cyt., s. 138.
Za: Warszawskie Studia Pastoralne 11, s. 49-58.