Drodzy Bracia i Siostry!
Dni misji fatimskiej, która dziś się kończy, zaprowadziły nas pod krzyż Jezusa Chrystusa. Krzyż, który również w Orędziu Fatimskim zajmuje szczególne miejsce ze względu na trzecią tajemnicę fatimską. Staje przed nami krzyż jako znak naszego zbawienia, znak miłości Boga, znak najwyższego poświęcenia i znak przebaczenia, pojednania wszystkiego z Bogiem.
Jednak ten krzyż staje przed nami także jako znak wiary, znak wierności wierze aż do końca. To znak, który nieustannie towarzyszy naszemu życiu wiary, od sakramentu chrztu, poprzez codzienną modlitwę, niedzielną czy nawet codzienną Eucharystię aż po grób, na którym stanie w dniu naszego pogrzebu.
Ten znak krzyża, przed którym dziś stajemy, jest wyszydzany, odrzucany, poniewierany, bo takimi rzeczami owocuje niezrozumienie jego przesłania Tymczasem z Chrystusowego krzyża płynie piękne przesłanie, choć można nieustannie szukać nowych znaków obecności Boga w życiu i ich nie znaleźć. Można też szukać nieustannie mądrości, a mieć ją obok siebie w znaku krzyża, ale jej nie zauważyć, nie potraktować jak mądrego przesłania.
Można jednak ten znak krzyża przyjąć, do niego się przytulić, jako moc dla tych, którzy idą drogą zbawienia. I choć dla jednych będzie on głupstwem, a dla innych zgorszeniem, to dla nas uczniów Pana mocą i mądrością Bożą. Jest to moc przewyższająca moc ludzką i mądrość przewyższająca mądrość ludzką (por. 1 Kor 1, 22-25).
Dziś Słowo Boże, a zwłaszcza Ewangelia (por. J 19, 25-27), pokazują nam, że można przed krzyżem uciekać i go nie akceptować. Uczniowie uciekli spod krzyża, przestraszyli się i pod krzyżem Jezusa Chrystusa została Maryja i Jan i jeszcze kilka kobiet. Oni tylko wytrwali. Co więcej uczniowie chcieli być jak najdalej od tego znaku porażki, co widzimy w historii uczniów uciekających z Jerozolimy do wsi zwanej Emaus (por. Łk 24, 13-25). Oni nawet po zmartwychwstaniu Pana uciekali przed prawdą krzyża i Jezus musiał wyruszyć na ich poszukiwanie, aby ich odnaleźć i pokazać sens krzyża i tego, co wydarzyło się na Golgocie.
Krzyż jednak można potraktować inaczej, odnajdując w nim źródło nadziei dla pojedynczego człowieka i całego świata. Trzecia tajemnica fatimska koncentruje się właśnie wokół Chrystusowego krzyża, stawiając go w centrum wizji cierpienia Kościoła, uczniów Chrystusa, jako znak nadziei, ucieczki i zwycięstwa.
Tę tajemnicę, jak mówią słowa pieśni „kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie, w boleści sercu zadanej” (por. pieśń „W krzyżu cierpienie…”), dobrze zrozumiał patron dnia dzisiejszego św. Brat Albert. Ten naznaczony fizycznym i duchowym cierpieniem człowiek odkrył tajemnicę krzyża i stał się jak dobry chleb, który leży na stole i każdy może zabrać sobie ile potrzebuje (por. Myśli św. Brata Alberta). On chciał zrobić w swym życiu dokładnie to, co zrobił Jezus na krzyżu: dać siebie innym całkowicie.
Drodzy Bracia i Siostry!
Tę tajemnicę krzyża odkrył też w swoim życiu założyciel naszego zgromadzenia zakonnego, Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, św. Eugeniusz de Mazenod. Dlatego nie przypadkiem głosimy Ewangelię Chrystusa z tym dużym, widocznym dobrze znakiem krzyża, bo to św. Eugeniusz nam go przekazał. Czego doświadczył, zresztą podobnie jak fatimskie dzieci, św. Eugeniusz pod krzyżem Chrystusa?
De Maznoda życie nie rozpieszczało. Pomimo dobrej pozycji społecznej jaką miał On i Jego rodzina, przyszłą okrutna i barbarzyńska – choć przez niektórych nazywana wielką – Rewolucja Francuzka i wszystko legło w gruzach. Cały świat się zawalił.
Trzeba było uciekać, być tułaczem, uchodźcom w Nicei, Wenecji i Palermo. W tym czasie ten młody człowiek doświadczył również rozpadu swojej rodziny i małżeństwa swoich rodziców. To wszystko rodziło w nim ogromny smutek, bunt i brak nadziei.
I początkowo nie potrafił w krzyżu Chrystusa dostrzec ratunku i nadziei, a szukał nadziei i ratunku w innych rzeczach. Jednak mimo swoich nadludzkich wysiłków wciąż nie znajdował ukojenia, jakiego pragnął doświadczyć. Nie potrafił znaleźć spokoju swojego serca.
Przyszedł jednak ten moment, kiedy pozwolił wreszcie Bogu się odnaleźć. Było to w czasie adoracji krzyża w Wielki Piątek. Wtedy, kiedy śpiewano słowa „Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”, odkrył moc tego znaku a z Jego oczu popłynęły zły nawrócenia, żalu że tyle czasu gardził tą wielką miłością. Dlatego sam napisał: „Tyle czasu żyłem poza Bogiem i na moje nieszczęście trwało to zbyt długo”.
Co zatem św. Eugeniusz de Mazenod, tak samo jak fatimskie dzieci, odkrył u stóp Chrystusowego Krzyża? On odkrył miłość Boga, którą ogromnie się zachwycił i którą chciał dzielić się z innymi, którzy tej nadziei – jaką On miał – nie mieli. Tak zrodziło się Jego powołanie do głoszenia Ewangelii ubogim, odrzuconym, zepchniętym na margines, więźniom, młodzieży pozostawionej bez opieki czy wreszcie głoszenie, jakiego dokonywał po krańce świata, przez założone przez siebie zgromadzenie zakonne.
Pod krzyżem Jezusa św. Eugeniusz odkrył wspólnotę wiary, która wokół tego znaku się gromadzi, gromadzi się wokół Pana, który zawisł na krzyż za grzechy nasze i całego świata (por. Koronka do Bożego Miłosierdzia). Z tego spotkania z ludźmi, którzy wyznają tę wielką miłość Boga, czerpał moc do codziennego życia, zwłaszcza wobec dotykającego Go cierpienia, samotności i odrzucenia, z jakim spotykał się On i Jego dzieła.
Wreszcie pod krzyżem Chrystusa św. Eugeniusz znalazł Maryję jako Matkę Miłosierdzia. Jego osobistym doświadczeniem spotkania z Matką, stało się doświadczenie św. Jana spod krzyża. To zaowocowało późniejszą nazwą zgromadzenia zakonnego: Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Ten tytuł nazwał „paszportem do nieba”, a gdy był Biskupem Marsylii nad portem wybudował bazylikę Notre Dame de la Gardé – Matki Bożej od straży, patronki żeglarzy. Czyż nie ciekawa zbieżność z naszą parafią, która nosi tytuł „Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Morza”?
To o tym szczególnym sanktuarium, górującym nad starym portem w Marsylii, śpiewała Mirelle Mathieu w swojej piosence „Santa Maria de la Mer” – Święta Maryjo Moja Matko. Wołała:
ochroń tych, których kocham,
daj im światło uśmiechu,
biegnę do Niej uśmierzyć ból,
gdy ktoś mnie zrani,
by wybaczyć,
by ujrzeć w tej osobie człowiecze piękno…
naszych modłów usłyszy śpiew i nam pomoże…
obdarz miłością nasz dom…
obdarz światłem uśmiechu
i miłością swą.
Drodzy Bracia i Siostry!
Nasze misje fatimskie rozpoczęliśmy w pierwszy dzień ich trwania od Maryi z Kany Galilejskiej (por. J 2, 1-11) a kończymy ją dziś z Maryją pod Chrystusowym Krzyżem (por. J 19, 25-27).
Maryja prowadziła nas w tej drodze przez te minione dni, jak kiedyś czyniła to wobec fatimskich dzieci. Ona prowadziła nas w doświadczenie Bożej miłości a dziś zostawia nam krzyż jako przypomnienie o tej największej miłości, jakiej doświadczył człowiek. Nie ma bowiem większej miłości niż ta, gdy oddaje się za przyjaciół swoich życie swoje (por. J 15, 13). To jest właśnie ta moc i mądrość Krzyża Chrystusa.
Ten znak krzyża, jako centrum trzeciej tajemnicy fatimskiej, jako znak nadziei niech towarzyszy nam ilekroć spojrzymy na krzyż w kościele, stojący przy nim krzyż misyjny, wiszący na ścianie naszego domu. Niech towarzyszy nam, gdy mijać będziemy przydrożny krzyż, gdy tym znakiem będziemy znaczyli nasze ciało jako wyznanie naszej wiary, ale i wtedy gdy w zadumie staniemy wobec krzyża na naszych cmentarzach, gdzie spoczywają nasi bliscy zmarli.
Z tego krzyża płynie Fatimskie Orędzie oclenia ludzkości, ratowania jej od zagłady i zniszczenia. W trzeciej tajemnicy fatimskiej widzimy bowiem stromą górę i miasto w połowie w gruzach. To symbol ludzkich dziejów i historii świata, w którym żyjemy. To także symbol naszej historii życia. To miejsca ludzkiego trudu, ludzkiego budowania i życia oraz zniszczenia jakiego dokonuje człowiek.
Krzyż, który w tej wizji umieszczony jest na górze, to cel życia i punkt orientacyjny, aby się nie zagubić. Dlaczego? Bo w krzyżu nawet zniszczenie zamienia się w zbawienie. A przecież droga uczniów Chrystusa, gdy ma być drogą Pana, musi być drogą, na której każdego dnia spogląda się na krzyż. To droga, na której każdego dnia do krzyża się przytula, by usłyszeć bijące miłością serce Boga i dzięki temu być nie człowiekiem strachu, ale człowiekiem nadziei. Amen.