Metody pracy z Biblią: modlitewna lektura Biblii

(Wygłoszona u Sióstr Wizytek w Warszawie, 12.05.2020 roku, w ramach cyklu „Jak troszczyć się o relację ze Słowem Bożym w świetle dokumentów Kościoła: Adhortacji Apostolskiej o Słowie Bożym «Verbum Domini» papieża Benedykta XVI oraz Konstytucji Apostolskiej papieża Franciszka «Vultum Dei querere» i instrukcji wykonawczej do niej «Cor orans». Teoria i praktyka” – 11 spotkań)

Drogie Siostry!

Powracamy dziś znów w sposób bezpośredni do Adhortacji Apostolskiej o Słowie Bożym „Verbum Domini” Benedykta XVI, gdzie wprost jest zawarta zachęta do praktykowania tej metody. Papież zapisał tam takie oto słowa: „(…) Słowo Boże leży bowiem u podstaw każdej autentycznej duchowości chrześcijańskiej. W tych słowach ojcowie synodalni nawiązali do stwierdzenia z Konstytucji Dogmatycznej Dei verbum: «Wszyscy wierni niech więc ochotnie przystępują do świętego tekstu, czy to za pośrednictwem świętej liturgii obfitującej w Boże słowa, czy też poprzez pobożne czytanie, czy wreszcie przez odpowiednie instytucje i inne pomoce, które za przyzwoleniem i pod opieką pasterzy Kościoła chwalebnie upowszechniają się w naszych czasach. Niech jednak pamiętają, że czytaniu Pisma świętego powinna towarzyszyć modlitwa». Refleksja soborowa nawiązywała do wielkiej tradycji patrystycznej, która zawsze zalecała lekturę Pisma świętego w dialogu z Bogiem. Jak mówi św. Augustyn: «Twoja modlitwa jest twoim słowem skierowanym do Boga. Kiedy czytasz (…), Bóg mówi do ciebie; kiedy się modlisz, to ty mówisz do Boga». Orygenes, jeden z mistrzów takiej lektury Biblii, uważa, «że zrozumienie Pism, bardziej niż studiowania, wymaga zażyłości z Chrystusem i modlitwy». Jest on w istocie przekonany, że «najlepszą drogą do poznania Boga jest miłość oraz że nie ma autentycznej scientia Christi bez zakochania się w Nim». (…) Dlatego uprzywilejowanym miejscem modlitewnego czytania Pisma świętego jest liturgia, a zwłaszcza Eucharystia, w której gdy celebruje się ciało i krew Chrystusa w sakramencie, staje się obecne pośród nas samo Słowo. W pewnym sensie modlitewna lektura, osobista i wspólnotowa, powinna zawsze mieć odniesienie do celebracji eucharystycznej. Podobnie jak adoracja eucharystyczna przygotowuje liturgię eucharystyczną, towarzyszy jej i ją pogłębia, tak i modlitewna lektura osobista i wspólnotowa przygotowuje do tego, co Kościół celebruje, głosząc słowo Boże podczas liturgii, towarzyszy temu i to pogłębia” (VD 86).

W tym kontekście warto też sięgnąć do św. Jana Pawła II, którego 100 rocznicę urodzin przeżywamy w tym miesiącu i może zrobić mu taki urodzinowy prezent, wprowadzając w życie słowa „Vita consecrata” w kontekście modlitewnej lektury Biblii: „Wielką wartość ma wspólnotowe rozważanie Biblii. Prowadzone stosownie do możliwości i okoliczności życia we wspólnocie, pozwala ono na radosne dzielenie się bogactwem zaczerpniętym ze słowa Bożego, dzięki któremu bracia i siostry razem wzrastają i wspomagają nawzajem swój postęp w życiu duchowym. Dobrze by było, gdyby z praktyki tej korzystali także inni członkowie Ludu Bożego, kapłani i świeccy, prowadząc — w formach odpowiadających charyzmatowi danego Instytutu — szkoły modlitwy, duchowości i modlitewnej lektury Pisma Świętego, w którym «Bóg (…) zwraca się do ludzi jak do przyjaciół (por. Wj 33, 11; J 15, 14-15) i obcuje z nimi (por. Bar 3, 38), aby ich zaprosić do wspólnoty z sobą i przyjąć ich do niej». Jak uczy nas tradycja duchowości, z rozważania słowa Bożego, a zwłaszcza tajemnic Chrystusa rodzi się siła kontemplacji i gorliwość w apostolacie. Zarówno we wspólnotach kontemplacyjnych, jak i apostolskich, wielkich dzieł dokonywali zawsze ludzie modlitwy jako autentyczni interpretatorzy i wykonawcy woli Bożej. Z obcowania ze słowem Bożym czerpali oni niezbędne światło dla rozeznania osobistego i wspólnotowego, które pomogło im odkrywać drogi Pańskie w znakach czasu. W ten sposób ukształtowali w sobie swoisty instynkt nadprzyrodzony, dzięki któremu nie upodobnili się do mentalności tego świata, ale odnawiali swój umysł, aby rozpoznawać wolę Bożą — co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe (por. Rz 12, 2)” (VC 94).

Dopełnieniem tego staje się Instrukcja Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego „Rozpocząć od nowa od Chrystusa”, która w kontekście modlitewnej lektury Biblii mówi: „Modlitwa i kontemplacja są miejscem przyjmowania i słuchania Słowa Bożego. Bez wewnętrznego życia miłości, które przyciąga do siebie Słowo, Ojca i Ducha (por. J 14,23), nie ma spojrzenia wiary; w konsekwencji własne życie stopniowo traci sens, oblicze braci [i sióstr] staje się bez wyrazu i niemożliwe staje się odkrycie w nich oblicza Chrystusa; wydarzenia historii pozostają dwuznaczne, jeśli nie pozbawione zupełnie nadziei, misja apostolska i charytatywna stają się chaotycznym działaniem. Każde powołanie do życia konsekrowanego narodziło się z kontemplacji, z momentów intensywnej komunii i głębokiej przyjaźni z Chrystusem, z piękna, ze światła, które emanowało z Jego oblicza. Tam dojrzewało pragnienie, by być zawsze z Panem — «Dobrze, że tu jesteśmy» (Mt 17,4) — i iść za Nim. Każde powołanie musi ustawicznie dojrzewać w tej intymności z Chrystusem. (…) Mnisi i mniszki, tak jak pustelnicy, poświęcają więcej miejsca na uwielbianie Boga w chórze, a także na przedłużoną, osobistą modlitwę. (…) Autentyczne życie duchowe wymaga od wszystkich, mimo różnorodności powołania, poświęcenia regularnie, każdego dnia, odpowiedniego czasu na głęboką, osobistą rozmowę z Tym, o którym wiedzą, że ich kocha, aby z Nim dzielić własne przeżycia i otrzymać światło na dalszą drogę codzienności. (…) Inaczej nie można przynosić owoców: «Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie — o ile nie trwa w winnym krzewie — tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie» (J 15,4) (RNC 25).

Drogie Siostry!

Te obszerne fragmenty dokumentów to postawa teologiczna i praktyczna omawianej dziś w czasie tej konferencji metody modlitewnej lektury Biblii. Na czym zatem ta metoda polega, co jest jej głównym składnikiem? Najprościej można określić tę metodę, zaproponowaną przez Benedykta XVI, jako czytanie tekstu biblijnego z towarzyszącą temu nieustanną modlitwą, która przenika lekturę nie tylko całości tekstu, ale każde jego zdania a nawet każdy jego wyraz.

Ważne w modlitewnej lekturze Biblii jest także to, aby czas modlitwy tym tekstem nie był zwykłą „pogańską paplaniną” (por. Mt 6, 7-8), próbą zagadania Boga, ale by modlitwa i lektura przeplatana była chwilami ciszy, w których człowiek pozwala Bogu mówić do siebie, pobudzać siebie do odpowiedzi, do dialogu, bo tym przecież jest modlitwa. To czas, abym usłyszał co Bóg chce mi powiedzieć i jakie wskazówki daje mi dla mojego codziennego życia.

Można w tej metodzie posłużyć się także jakimś sprzyjającym podkładem muzycznym, który delikatnie będzie wprowadzał w klimat modlitwy. Najlepsza w tym względzie będzie cicho puszczona muzyka klasyczna czy też refleksyjna lub medytacyjna, bo ona pozwoli skupić się na tekście i modlitwie, a nie będzie prowadziła do rozbicia i rozproszeń. Szukając elementów pomagających modlitwie można także zapalić świecę przy modlitewnej lekturze Biblii, aby przypominała z jednej strony o obecności Boga, który jest światłością świata (por. J 8, 12) a z drugiej strony będzie przypominała że Słowo Boga jest światłem na ścieżkach naszego życia (por. Ps 119, 105).

Jak zatem można zastosować tę modlitwę i do jakich tekstów biblijnych ona się nadaje? Można powiedzieć, że jest to podstawowa forma modlitwy tekstem biblijnym, która nie wymaga jakiegoś większego przygotowania zarówno w sensie zewnętrznym, jak i wewnętrznym. Może być zastosowana do każdego tekstu biblijnego bez wyjątku, zarówno w proponowanym już we wcześniejszej konferencji czytaniu tematycznym, jak i pochylaniu się nad Biblią kolejnymi księgami czy wybranymi fragmentami np. z liturgii dnia codziennego.

Może zarówno ubogacić indywidualne, osobiste spotkanie ze Słowem Bożym poszczególnej mniszki klauzurowej, jak i wspólnotowe przeżywanie liturgii we wspólnotach mniszego życia klauzurowego. Z powodzeniem może być też łączona z innymi formami spotkania ze Słowem Bożym, aby stanowiła ubogacenie i urozmaicenie własnej biblijnej i duchowej formacji ciągłej.

Spróbujmy zatem zaproponować teraz praktyczne zastosowanie tej metody, na pewnym przykładzie, pamiętając że ważne są momenty ciszy. Może to być przygotowany na specjalnych kartkach czy odnaleziony w Biblii np. tekst z Wj 33, 7-20, który mówi o spotkaniu Mojżesza z Bogiem w Namiocie Spotkania, wraz z konsekwencjami jakie z tego płyną a widoczne stają się dla Narodu Wybranego na twarzy Mojżesza (por. Wj 34, 29-35). Warto też mieć, jak to już było omawiane przy pozostałych metodach, zeszyt lub specjalne kartki do zapisywania swoich refleksji związanych z tym osobistym spotkaniem ze Słowem Bożym w modlitewnej lekturze Biblii.

Należy najpierw uważnie przeczytać tekst, raz, drugi a nawet trzeci. Może tej lekturze towarzyszyć zapalona świeca lub cisza muzyka klasyczna, refleksyjna czy medytacyjna. Za pierwszym razem czyta się powoli tekst w całości, natomiast za drugim czy trzecim razem także powoli czyta się werset po wersecie, modląc się każdym z nich i pozostawiając chwilę ciszy, by pozwolić Bogu działać przez Słowo. Można też, zwłaszcza gdy tekst jest bardzo krótki, zatrzymywać się nad każdym słowem i przy tej okazji tworzyć przestrzeń modlitwy, refleksji, ciszy i okazji do tego, aby Bóg mógł działać przez Słowo.

Co zatem ten tekst o spotkaniu Mojżesza z Bogiem w Namiocie Spotkania może nam powiedzieć? Jest to jeden z najpiękniejszych i najgłębszych tekstów biblijnych o modlitwie. Kiedy czytamy go uważnie, to widzimy jego zasadnicze elementy. Jednak najlepiej czytać ten tekst mniejszymi fragmentami i modlić się nim, bo wtedy dostrzeżemy nie tylko to co ten tekst ze sobą niesie, ale do czego nas zaprasza.

Spróbujmy zatem podzielić ten tekst na mniejsze fragmenty i najpierw odczytać pierwsze cztery wersety Wj 33, 7-10: „Mojżesz zaś wziął namiot i rozbił go za obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania. A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem. Ile zaś razy Mojżesz szedł do namiotu, cały lud stawał przy wejściu do swych namiotów i patrzał na Mojżesza, aż wszedł do namiotu. Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu, i wtedy [Pan] rozmawiał z Mojżeszem. Cały lud widział, że słup obłoku stawał u wejścia do namiotu. Cały lud stawał i każdy oddawał pokłon u wejścia do swego namiotu”.

Najpierw widzimy tu namiot spotkania. Tak nazwane jest miejsce rozmowy z Bogiem, tak pojmowany namiot modlitwy, co wyraźnie sugeruje nazwa, to spotkanie dwóch kochających się osób, które komunikują się ze sobą przez gesty, słowa, uczucia, spojrzenia itp. Jest to konkretne miejsce w hałasie obozu, konkretny namiot, przeznaczony tylko na spotkanie z Bogiem, wyłączne miejsce Jego przebywania. Sam obraz obozu to obraz miejsca, w którym toczy się zwykłe, normalne, codzienne życie, gdzie panuje zgiełk, hałas, wiele rzeczy absorbuje i rozprasza człowieka. Samo usytuowanie namiotu spotkania poza obozem, wskazuje że spotkanie z Bogiem może dokonać się tylko w ciszy, kiedy człowiek zostawi swój obóz i wyjdzie z niego. Prawdziwe spotkanie z Bogiem na modlitwie może dokonać się wtedy, kiedy jestem z Bogiem sam na sam, gdzie nikt i nic nie jest w stanie mi przeszkodzić w tym spotkaniu, bo jestem w tym miejscu i czasie tylko dla Boga, pamiętając też o innych.

W kluczu modlitewnego czytania Biblii przeczytajmy kolejną cześć tekstu, tym razem tylko jeden jedyny werset, bo on jest bardzo pojemny znaczeniowo: „A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem. Potem wracał Mojżesz do obozu, sługa zaś jego, Jozue, syn Nuna, młodzieniec, nie oddalał się z wnętrza namiotu” (Wj 33, 11).

Tym razem widzimy, że Mojżesz mówi z Bogiem twarzą w twarz. To jest zresztą istota rozmowy, szukania woli Bożej, bo patrzenie sobie w twarz oznacza pełną szczerość. Jak często mawiał filozof żydowski Emanuel Levinas przed grzechem pierwszych ludzi patrzyli sobie w twarz, a po grzechu zaczęli uciekać od swojego wzroku – zobaczyli swoją nagość i nie byli w stanie już patrzeć na siebie tak jak wcześniej, gdy żyli w przyjaźni z Bogiem.

Drugim ważnym znakiem jest, że Mojżesz rozmawiał z Bogiem „jak z przyjacielem”, a zatem kimś zaufanym, kogo nie muszę się bać, wstydzić, krępować. Przyjacielowi bowiem mogę wszystko powiedzieć i przedstawić z całą szczerością. Innym znakiem jest wnętrze namiotu, które oznacza szukanie woli Boga, która nie jest jedynie obowiązkiem czy chęcią doświadczenia szczęścia, ale poszukiwaniem i odnalezienie swojej drogi życia. Wreszcie nie oddalanie się z namiotu oznacza to, że człowiek nie zabezpiecza się przed Bogiem, nie asekuruje, ale chce się prawdziwie z Nim spotkać. Modlitwa, spotkanie z Bogiem, staje się udręką wtedy, gdy boję się planów Boga wobec mnie i mojego życia. Tymczasem prawdziwe spotkanie z Nim na modlitwie ma nieść pokój, ukojenie i tęsknotę za kolejnym spotkaniem.

Tym razem modlitewnie czytając Biblię, pochylamy się nad dwoma wersami tekstu, nieco od siebie oddalonymi – spinającymi inne zdania jak klamra, ale jak za chwilę zobaczymy, tworzącymi pewną jednolitą całość: „Mojżesz rzekł znów do Pana: «Oto kazałeś mi wyprowadzić ten lud, a nie pouczyłeś mię, kogo poślesz ze mną, a jednak powiedziałeś do mnie: «Znam cię po imieniu i jestem ci łaskawy». (…) Pan odpowiedział Mojżeszowi: «Uczynię to, o co prosisz, ponieważ jestem ci łaskawy, a znam cię po imieniu»” (Wj 33, 12. 17).

Wypowiadane dwukrotnie przez Boga wobec Mojżesza słowa „znam cię po imieniu” to klucz do zrozumienia w pełni tego tekstu i rzeczywistości modlitwy. Bóg mnie zna, wie o mnie wszystko, niczego przed Nim nie ukryję, co więcej On myśli o mnie każdego dnia oraz z wielką miłością troszczy się o mnie. Bóg, spotykając się ze mną jak z Mojżeszem, traktuje mnie indywidualnie, nie jestem kolejnym natrętem w kolejce – jest tylko dla mnie, jakby nikt inny nie istniał. Bóg co prawda wie o mnie wszystko, ale chce to usłyszeć ode mnie. On dostrzega we mnie pokłady wielkie dobra, których ja może w sobie już nie widzę. Bóg jest dla mnie łaskawy czyli myśli o moim zbawieniu, szczęściu, życiu – myśli o mnie dobrze i chce mojego dobra, daje mi swoja miłość tym więcej, im więcej jej potrzebuje, zwłaszcza gdy pojawiają się trudności, problemy, gdy nie radzę sobie z moimi wadami i grzechem.

Znów powracamy do biblijnego tekstu, do Wj 33, 13-16: „Jeśli darzysz mnie życzliwością, daj mi poznać Twoje zamiary, abym poznał żeś mi łaskawy. Zważ także, że ten naród jest Twoim ludem». [Pan] powiedział: «Jeśli Ja osobiście pójdę, czy to cię zadowoli?» Mojżesz rzekł wtedy: «Jeśli nie pójdziesz sam, to raczej zakaż nam wyruszać stąd. Po czym poznam, ja i lud mój, że darzysz nas łaskawością, jeśli nie po tym, że pójdziesz z nami, gdyż przez to będziemy wyróżnieni ja i Twój lud spośród wszystkich narodów, które są na ziemi?»”.

Modlitwa Mojżesza, którą tu słyszymy mówi i wskazuje o co prosić Boga, a streszczeniem tej modlitwy jest werset 13: „Jeśli darzysz mnie życzliwością, daj mi poznać Twoje zamiary, abym poznał żeś mi łaskawy”. To sedno naszego spotkania z Bogiem, aby doznając Jego życzliwości, poznać Jego zamiary względem nas. Mojżesz nie prosi o nic dla siebie, jak władza, długie życie czy rozwiązanie swoich osobistych problemów, ale prosi o zrozumienie planów Boga wobec siebie i Narodu Wybranego.

Słowem kluczem tych wersetów jest „zaufanie”. Mojżesz zdaje się na miłość i dobroć Boga oraz jego mądrość – odrzuca czysto ludzkie kalkulacje. Nie są to jednak tylko nic nie znaczące słowa, bo za deklaracją idzie od razu chęć działania – przełamanie siebie – odejście od swoich planów: uznanie, że lepsze jest to czego pragnie Bóg.

Jako ostatnie słowa tego fragmentu, podejmujemy trzy ostatnie wersety: „I rzekł [Mojżesz]: «Spraw, abym ujrzał Twoją chwałę». [Pan] odpowiedział: «Ja ukażę ci mój majestat i ogłoszę przed tobą imię Pana, gdyż Ja wyświadczam łaskę, komu chcę, i miłosierdzie, komu Mi się podoba». I znowu rzekł: «Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu»” (Wj 33, 18-20).

Modlitwa Mojżesza pokazuje rzeczywistość wiary w Boga i Jego plany – nie chodzi o doświadczenie bliskości Boga, aby wtedy mu zaufać, ale o zaufanie wtedy, gdy wydaje mi się, że nic nie czuję. Potrzebuje chwil próby z iskierką Bożej nadziei a nie ludzką rozpaczą. Ta modlitwa, przeradzająca się w spotkanie, nawet wtedy gdy nic nie czuję, pozostawia uczucie umocnienia i przekonanie o słuszności obranej drogi i zgodności jej z Jego wolą. Tak samo modlitwa, która wydaje się pustką, gdy czasem nawet brakuje podstawowego doświadczenia przynosi w odpowiednim czasie owoce. Gdy pojawia się zatem pustka, niezdolność do wyjścia z siebie i spotkania z Bogiem, nie mam rezygnować, ale trwać i być do dyspozycji Boga, gdyż czasem tego potrzebuje by w ten bolesny sposób uległa przemianie moja mentalność, mówiącą mi często że wszystko ode mnie zależy.

Modlitewne spotkanie ze Słowem Bożym ma rodzić we mnie pytania, ma rezonować jak w pudle instrumentu smyczkowego. W odpowiedzi na Słowo Boże pozwalam Bogu działać i pytam siebie, o mój umysł, o moje serce, o moje życie… Wtedy rodzi się wiele pytań. Czy moje spotkanie z Bogiem, to spotkanie z osobą – mam odpowiedni czas, warunki i miejsce? Czy chcę szukać woli Boga czy raczej by pobłogosławił moje plany? Co jest tym biblijnym „obozem” i przeszkadza mi w codziennym spotkaniu z Bogiem? Czy potrafię wyjść z tego „obozu” i pójść do „namiotu spotkania”? Czy potrafię przebywać z Bogiem sam na sam? Czy rozmawiam z Nim „twarzą w twarz, jak z Przyjacielem”? Czy nie chce przed Bogiem czegoś udawać, odgrywać? Czy jestem świadomy Jego miłości i troskliwości o mnie? Czasem te pytania będą boleć, ale są potrzebne, by mnie oczyścić. To jest czas, aby Bóg poprzez swoje Słowo mógł mnie zmienić.

Pozwalam dalej Bóg działać, pytając siebie o mój umysł, o moje serce, o moje życie… Czy jestem świadomy, że On zna mnie „po imieniu”? O co proszę na modlitwie? Czy potrafię bez strachu pytać o Jego zamiary względem mnie i mojego życia, relacji z drugim człowiekiem oraz Bogiem? Czy gotów jestem spełnić to, o co się modlę, by spełniły się plany Boga? Jak reaguje, gdy widzę, że modlitwa mi się nie udaje, nie idzie tak, jakbym chciał? Czy w takiej sytuacji potrafię trwać przy Bogu i być do jego dyspozycji? Czy zauważam, że moje spotkanie z Bogiem w Jego słowie przemienia mnie, moją mentalność, sposób myślenia, mówienia i postępowania? Gdy rodzą się odpowiedzi na te pytania, to okazja aby wnioski zapisać w zeszycie czy też na specjalnej kartce.

Na zakończenie, aby tekst biblijny o Namiocie Spotkania wybrzmiał i stał się moim, mogę przyzywać Ducha Świętego i prosić, aby słowa Mojżesza stały się moimi. Mogę jak on powtarzać: „Jeśli darzysz mnie życzliwością, daj mi poznać Twoje zamiary, abym poznał żeś mi łaskawy”. To moment mojej przemiany, pozwolenia aby w Słowie Bożym, w ciszy, w atmosferze modlitwy, działał Bóg.

Do czego prowadzi modlitewna lektura Biblii, w kontekście Słowa Bożego, które zostało przez ze mnie „przetrawione”? Pozwala mi nie tylko w czasie medytacji nad tym Słowem, ale w ciągu całego dnia odczytywać Boże przesłanie, zawarte w jednej wybranej rzeczy. Mogę dzięki niej, zwłaszcza gdy jest konkretna, mieć konkretną okazję do rachunku sumienia w tym względzie na zakończenie dnia.

Modlitewna lektura Biblii jest po to, aby zrodziło się pragnienie spotkania z Bogiem, mój osobisty „Namiot Spotkania”, gdzie bez pośpiechu ale i bez zbędnego przedłużania, znajdując odpowiedni czas i miejsce, w wygodnej pozycji ciała, spotykam się z Bogiem nie rzucając mu jakiś ochłapów, ale dając to co najlepsze ze swego czasu. Wtedy Słowo Boże działa we mnie, mam potrzebę nieustannego powrotu do Niego, by nie tylko z ciekawością zobaczyć w tym biblijnym fragmencie nowe rzeczy, ale by ono mnie przemieniało.

Drogie Siostry!

To taka mała próbka czym może być modlitewna lektura Biblii. W kontekście tej metody chciałbym do własnego wykorzystania zaproponować inny tekst biblijny ze Starego Testamentu: Dawid i Goliat (1 Sm 17, 3-9. 22b. 38-51).

Wprowadzenie

Na początku chwilę się pomódl własnymi słowami lub jakąś ulubioną modlitwą. Następnie zadaj sobie szczere pytanie: co jest twoim największym problemem w przeżywaniu swojej samotności w monastycznym życiu klauzurowym? Może są to tylko chwile, ale mogą być bardzo bolesnym doświadczeniem, z którym człowiek nie zawsze sobie radzi. Niezależnie od tego czy poczucie samotności trwa krótko czy dłużej, zapewne chciałoby się przeżywać te momenty w duchu wiary i zgodnie z wolą Boga. Zapytaj więc siebie co stanowi wtedy twój największy problem w tym względzie, byś mógł go zdiagnozować.

Przeczytaj uważnie najpierw tekst biblijny (1 Sm 17, 3-9. 22b. 38-51). Następnie przeczytaj go drugi raz, ale zachowując chwile milczenia po każdym zdaniu tekstu biblijnego, aby Bóg mógł mówić do ciebie i działać w twoim sercu. Jeśli będzie to sprzyjać modlitwie, to możesz puścić fragment refleksyjnej muzyki instrumentalnej, aby jeszcze lepiej przy niej się skupić. Możesz także zapalić święcę, by ci przypominała o obecności Boga i Jego światła w Tobie.

Modlitewne rozważanie poszczególnych wersetów tekstu

Przeczytaj ten tekst kolejny raz, ale tym razem wg podanych fragmentów. Po każdym z tych fragmentów posłuż się pomocniczymi pytaniami tutaj zawartymi.

w. 3-9. 22b: Filistyn Goliat był wielkiego wzrostu, jak Anakini, których w okresie podboju Kannanu pokonali Izraelici. Teksty pozabiblijne oraz wykopaliska potwierdzają, że na tych terenach żyli ludzie olbrzymiego wzrostu (ponad 2 metry wysokości). Goliat był ubrany w hełm, zbroje, ochronne nagolenice na łydkach, co miało utrudnić jego pokonanie w walce oraz był uzbrojony w duży zakrzywiony miecz, tarczę i włócznie. Wzrost i uzbrojenie musiało wzbudzać respekt a nawet trwogę w przeciwniku. Wydawać się mogło, że pojedynek pojedynczego wojownika Izraelskiego z Goliatem jest przesądzony na korzyść tego drugiego.

Czasem problemy, przed którymi stawia mnie codzienne życie w monastycznej wspólnocie klauzurowej, wydają się nie do udźwignięcia, ogromne jak biblijny Goliat. Może czasem nawet kapituluje, gdy widzę jakie wrażenie wywołują te problemy, jak mnie przerażają. Szczególnie wtedy zdaję sobie sprawę, że choć są przy mnie inne współsiostry, to jednak pokonanie tych problemów spoczywa w moich rękach. Ja sam muszę wziąć przysłowiowego „byka za rogi”. To jeszcze bardziej potęguje uczucie samotności.

Z czym obecnie borykasz się w swoim życiu? Co cię przeraża, przerasta, determinuje? Co robisz z tymi problemami? Uciekasz przed nimi czy starasz się je rozwiązywać? Co robisz, gdy zauważasz, że sam z nimi musisz się zmierzyć? Czy uciekasz ze strachem przed samotnością czy potrafisz ją twórczo wykorzystać?

w. 38-40: Dawid, walczący w imieniu Saula, a właściwie w Jego zastępstwie ma ubrać jego zbroje. Gdyby Dawid wyszedł tak ubrany, to większość byłaby przekonana, że sam król stanął na czele wojska. Okazuje się jednak, że Dawid nie jest do tego przyzwyczajony, dlatego zbroja zamiast pomóc mu w walce, bardzo go ogranicza, a nawet można powiedzieć, że przeszkadza. Dawid sam dostrzega ten mankament i decyduje się na ściągnięcie zbroi, gdyż nie umie się nią posługiwać i wie, że w ten sposób nic nie wskóra. Zabiera więc z sobą swoją broń: procę, która umie się doskonale posługiwać i w jego rękach stanowi ona śmiertelne niebezpieczeństwo.

Może czasem, chcąc dostosować się do środowiska klasztoru, w którym żyję, by nie postrzegano mnie jako kogoś „nie z tego świata” (por. J 17, 14-17; J 8, 23), uciekam w iluzję. Może ubieram „stroje” innych ludzi, aby się tylko jak najbardziej do nich upodobnić, by nikt nie wytykał mnie palcami, by nie uznawano mnie za dziwaka. Może ciągle ganiam za innymi, byle za wszelką cenę być w grupie, być akceptowanym, nawet za cenę konfliktu z własnym sumieniem. Bóg obdarza mnie darami, talentami, które mogę wykorzystać. Mogę, to znaczy, że tak naprawdę ja decyduje czy je w swoim życiu rozwinąć i pomnożyć czy je zakopać i zmarnować. Dostrzegając swoją wartość i swoje zdolności, nigdy nie będę sfrustrowany i będę potrafił znaleźć się w każdej sytuacji, w każdym środowisko, w kontakcie z innymi oraz w chwilach samotności. Najważniejsze, bym w tym wszystkim był rzeczywiście sobą.

Czy umiem być sobą w środowisku, w którym jestem? Czy umiem realizować swoje powołanie, niezależnie od ocen innych ludzi? Czy potrafię zdjąć coś, co nie jest moje i zamiast pomagać mi we własnym rozwoju, krepuje mnie i nie pozwala realizować w pełni swojego powołania? Czy potrafię cieszyć się ze swoich zdolności i talentów, którymi mnie Bóg obdarzył? Czy potrafię je wykorzystać dla dobra nie tylko swojego, ale i innych?

w. 41-44: Goliat bardzo ufał swojej mocy i sławie, która go otaczała. Jednocześnie z pogardą odnosił się do Dawida, nie doceniając go, gdyż jego wygląd nie wskazywał na to, że ma do czynienia z wojownikiem. By dodać sobie animuszu Filistyn wzywał także na pomoc swoje bóstwa, by w ten sposób przestraszyć Dawida.

Czasem, jak pokazuje postawa Goliata, dostrzegając swoją wartość i talenty, jakimi Bóg mnie obdarzył, mogę ulec pewnemu zaślepieniu. Wtedy nie będę widział tego wszystkiego jako daru, który otrzymałem i mam go pomnażać, ale jako moją własność, która pozwala mi się wywyższać i panować nad innymi. Wtedy już niedaleko nie tylko do pogardliwych spojrzeń czy słów, ale nawet traktowania innych jak przedmioty, gorszych ludzi ode mnie.

Czy potrafię dostrzec czym mnie Bóg obdarował, bez wynoszenia się nad innych? Czy jestem gotowy do pomocy innym, gdy zajdzie taka potrzeba? Czy jednak umiem też przyjmować na siebie zadania odpowiedzialnie, by rzeczywiście dobrze się z nich wywiązać? Jak oceniam innych, kiedy na nich patrzę? Jakie słowa wypowiadam o innych i jak się do nich odnoszę?

w. 45-47: Dawid jednak nie przestraszył się ani wyglądu Goliata, ani jego zbroi, ale odważnie wypowiada wobec niego słowa, które wskazują na wielką wiarę nie w moc swoją, ale w moc Boga – Jahwe. Dawid nawet nie polega na swojej broni, którą posiada i potrafi się doskonale nią posługiwać. Dawid potrafił rozeznać wolę Boga wobec siebie i sytuacji, w jakiej przyszło mu funkcjonować, dlatego jest pewny zwycięstwa w walce z Goliatem.

W każdej sytuacji najlepszym punktem odniesienia, aby „woda sodowa nie odbiła”, jest odniesienie do Boga, właściwa relacja z Nim. Jeśli bowiem mam właściwą relację z Bogiem, to żadna sytuacja nie jest w stanie mnie wyprowadzić z Bożej równowagi. Talenty, które posiadam nie wbiją mnie wtedy w pychę i pogardę wobec innych, a momenty samotności i problemów, nie będą powodowały zniechęcenia i rozpaczy.

Jak jest moja relacja z Jezusem? Czy jest to prawdziwa więź i przyjaźń? Czy buduję swoje życie na tej relacji, by zbudowane było na dobrym fundamencie (por. Mt 7, 24-27; Łk 6, 46-47)? Na kim lub na czym polegam w swoim życiu? Czy umiem rozeznawać wolę Boga wobec mojego życia klauzurowego jako całości oraz poszczególnych etapów tego życia?

w. 48-49: Wygląd procy nie przypominał tego co my dziś nazywamy procą. Był to worek skórzany z rzemieniami bądź sznurkami. Obracano ją nad głową i wypuszczano kamienie, puszczając jeden ze sznurków. Wprawny procarz potrafił w ciągu godziny wyrzucić ponad 100 kamieni, ale odległość od nieprzyjaciela musiała być mniejsza niż 90 metrów. Dawid wycelował dokładnie w jedno z niewielu nieosłoniętych miejsc na ciele Goliata i trafił z ogromną precyzją, pokonując tym samym wroga.

Wygranie, szczególnie w momentach trudnych, związane jest ze znalezieniem odpowiedniego rozwiązania problemu czy trudnej sytuacji. To znalezienie takiej swojej „procy”, by odnieść zwycięstwo. Jednak, aby się tak stało, to najpierw trzeba nauczyć się tą „procą” posługiwać, osiągnąć pewną „wprawę”, aby mieć zamierzone efekty i zneutralizować „wroga”. Muszę nauczyć się przede wszystkim, że jeśli chcę wygrać, to nie mogę wiecznie wszystkich sznurków trzymać w dłoni, bo „kamień” z „procy” nie wyleci. Muszę zaufać Bogu we wszystkim, a nie usiłować Go ciągle sprawdzać, wystawiać na próbę.

Jak wygląda moja modlitwa w codzienności monastycznego życia klauzurowego? Jak przeżywam swoje codzienne spotkanie z Bogiem? Jak wygląda moja Eucharystia? Czy potrafię wszystko złożyć na ołtarzu, wraz z przynoszonymi do ołtarza darami ofiarnymi? Czy staram się coraz bardziej wdrażać w modlitwę i przeżywanie Eucharystii? Czy potrafię w ten sposób pokonywać trudności, problemy, samotność i grzech?

w. 50-51: Mimo wyglądu, który nie budził respektu, mimo braku zbroi, hełmu, tarczy oraz włóczni, Dawid zdołał pokonać Goliata. Porażka Filistynów, których tak dobry wojownik, jakim był Goliat, zginął, wywołała panikę w obozie wroga i doprowadziła do ich ostatecznej klęski. Tak ostatecznie Izraelici, za pomocą Dawida, odnieśli zwycięstwo, choć wcześniej nie potrafili pokonać Filistynów. Być może działo się to dlatego, że nie wierzyli w swoje możliwości ale przede wszystkim dlatego, że nie potrafili zaufać do końca Bogu.

Czasem po wyglądzie dokonuje oceny innych. Jakże często także po wyglądzie oceniają mnie inni. Tak samo oceniam innych po tym co widać na zewnątrz w realizacji ich powołania zakonnego w szarej codzienności klauzurowego klasztoru. Jednak ja też jestem przez innych oceniany, jakie owoce przynosi moje powołanie monastyczne: dobre czy złe, prawdziwą radość czy zmierzłość i zgorzknienie, wyjście ku innym czy zamknięcie się w sobie. Muszę pamiętać, że po owocach poznaje się jakość drzewa (por. Mt 7, 15-20). Po owocach poznaje się także w klasztorze przeżywanie powołania z Bogiem lub bez Niego.

Jakie owoce mogę dostrzec w moim życiu? Jakie owoce wydaje moja wiara? Jakie owoce wydaje moja pobożność, modlitwa, uczestnictwo w Eucharystii? Jakie owoce wydaje moje bycie razem z innymi? Jakie owoce wydaje moja samotność? Jakie owoce wydaje moje dzielenie się czy nie dzielenie otrzymanymi talentami? Jakie owoce wydaje moje „wzięcie byka za rogi”? Jakie owoce wydaje moje uciekanie przed problemami i samotnością?

Postanowienie

By pochylanie się nad Słowem Bożym przyniosło rzeczywiście dobre owoce i naznaczyło codzienne życie, potrzebne jest konkretne postanowienie, które można każdego dnia zweryfikować. Podejmij więc jakieś konkretne zadanie, które odkryłeś, pochylając się nad tym tekstem biblijnym. Możesz je sobie zapisać na kartce, włożyć do Biblii, Liturgii Godzin czy powiesić nad biurkiem, aby weryfikować to swoje postanowienie. Na koniec pomódl się własnymi słowami lub też słowami jakiejś ulubionej modlitwy, kończąc w ten sposób spotkanie ze Słowem Bożym. A może będzie to modlitwa jakimś zdaniem tego tekstu Biblii.