Miłosierdzie Boże przychodzi do człowieka

(w tle słychać bijące dzwony i na tym podkładzie padają pierwsze słowa)

Tydzień temu bicie wielkanocnych dzwonów obwieściło, że Chrystus zmartwychwstał. Ale czy ja wierzę, że to się stało rzeczywiście? Czy jest to prawda, która przeniknęła moje serce? Czy przyjmuję pokój, który daje mi Chrystus i dzielę się tym pokojem z innymi?

Arcybiskup Recife i Belinda w Brazylii Halder Camara opowiedział kiedyś następującą historię:

Przypomniałem sobie pewnego młodego człowieka, którego życie zbliżało się do końca. Byłem u jego boku razem z rodziną. Wziął mnie za rękę i powiedział: <<Ojcze, jeśli chcesz, śmierć odejdzie…>>. Nalegał: <<Nasz Pan powiedział: Jeśli kto ma wiarę może uczynić rzeczy niemożliwe. Nawet mając odrobinę wiary, można rzec górom, by rzuciły się w morze. Ojciec ma wiarę. Proszę mi pomóc. Na Boga! Proszę rozkazać, bym wstał!>>. Pomyślałem: Ma rację… Jeśli mocą całej mej wiary nakażę – nie w  imię własne, ale w imię Chrystusa, człowiek wstanie, wyzdrowieje… Ale pomyślałem jednocześnie: Byż może Pan wie, że moja pokora nie wytrzymałaby takiej próby… Ach, jakże jesteśmy słabi, jak nasza wiara powinna jeszcze rosnąć, poszerzać się, stawać się silniejsza od naszych argumentów…

Ale po co to powiadanie w 2 niedzielę wielkanocną – niedzielę Miłosierdzia Bożego? Osadźmy je w kontekście dzisiejszych czytań. W pierwszym czytaniu widzimy Apostołów, którzy uzdrawiają mocą swej wiary, którzy świadczą o Jezusie swoją wiarą. Niektórzy z tłumu chcieli nawet, aby tylko cień przechodzącego Piotra padł na nich, by odzyskali zdrowie (por. Dz 5, 15). Ludzie zbiegali się, aby oglądać te wielkie cuda. I tak samo jest dziś, kiedy wielu ludzi zbiega się tam, gdzie np. Matka Boża objawiła się w ogrodzie, na drzewie, czy szybie. Ale czy to jest wiara? Święty Jan w swojej Ewangelii mówi przecież: Te zaś [znaki] zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w Imię Jego (zob. J 20, 31)

Przed chwilą modliliśmy się słowami kolekty mszalnej: Boże zawsze miłosierny, Ty przez doroczną uroczystość wielkanocną umacniasz wiarę Twojego ludu, pomnóż łaskę, której udzieliłeś, abyśmy wszyscy głębiej pojęli, jak wielki jest Chrzest, przez który zostaliśmy oczyszczeni, jak potężny jest Duch, przez którego zostaliśmy odrodzeni, i jak cenna jest Krew, przez którą zostaliśmy odkupieni. A zatem prosimy o umocnienie naszej wiary. Ale jak ją należy budować i umacniać w codziennym, szarym życiu seminaryjnym? Przecież tak często powinniśmy wołać za Ojcem uzdrowionego chłopca: Wierzę Panie, ale zaradź memu niedowiarstwu (zob. Mt 9, 24). Jaka ma więc być nasza wiara? Co ona nam daje?

Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w dzisiejszej Ewangelii. Jezus staje pośrodku Apostołów, mimo drzwi zamkniętych z obawy przed Żydami, i mówi: Pokój wam! (zob. J 20, 19). Jezus zatem przez wiarę daje nam, swoim szczególnym uczniom, jak często siebie nazywamy, swój pokój, którego świat dać nie może. Ale to jeszcze nie koniec. Jezus bowiem mówi dalej: Pokój wam! Jak Ojciec mnie posłał, tak i ja was posyłam (zob. J 20, 21). Dar pokoju, jak wszyscy wiemy jest jednym z darów Ducha Świętego (zob. Ga 5, 22), który otrzymaliśmy na Chrzcie. Ale nie został on nam dany do rozkoszowania się nim, tylko dla naszego uświęcenia lub wręcz naszej wygody. Został nam dany, abyśmy nim dzielili się z drugim człowiekiem. Jak jednak tym darem mamy się dzielić z innymi? I znów odpowiedź znajdujemy w słowach Jezusa: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (zob. J 20, 22 – 23). Te słowa rozumiane przeważnie są jako nadanie władzy odpuszczenia grzechów. Możemy jednak je rozumieć w sensie szerszym. Przecież jest to wezwanie do miłosierdzia względem każdego człowieka. Jest to nam też potrzebne w seminarium, kiedy skrzywdzimy, czy sami zostaniemy skrzywdzeni, abyśmy potrafili okazać miłosierdzie.

Oczywiste jest to, że nie wszyscy będą chcieli przyjąć ten dar pokoju. Nie wszyscy będą chcieli przyjąć to orędzie, ten dar Ducha Świętego. Nawet wtedy, kiedy między sobą dzielimy się tym Chrystusowym pokojem, spotykamy się z postawą niewiernego Tomasza albo w nas samych, albo współbraciach. Może w wersji uwspółcześnionej ta postawa wygląda w ten sposób: Co ty mi za farmazony gadasz!? Gdzie ty żyjesz?! Widziałeś Chrystusa zmartwychwstałego?! Nie kituj! Skoro jesteś szczególnym uczniem Chrystusa, to dlaczego Twoje życie jest takie, a nie inne? Czemu jesteś zgorzkniały, bez miłosierdzia!? Czemu z Tobą jest tak trudno żyć? Dopóki nie będę widział przemiany jako owocu Twojego spotkania z Chrystusem, to nie uwierzę. Nie chodzi mi o jakieś egzaltowane i nawiedzone postawy, ale o te codzienne drobne rzeczy i sytuacje. Mogę oczywiście odpowiedzieć, że spełniał wszystkie punkty regulaminu, że staram się żyć zgodnie z Konstytucjami i Regułami. Ale czy ja rzeczywiście wierzę? Czy jestem rzeczywiście świadkiem Chrystusa, który wokół siebie rozsiewa pokój?

Mimo mego niedowiarstwa, mojej niedoskonałości, jest ważne, abym trwał i świadczył o Chrystusie. Może kiedyś przyjdzie ten dzień, kiedy do mnie jako Tomasza lub do Tomasza żyjącego obok mnie, przyjdzie Jezus i powie: Pokój Tobie! (por. J 20, 19). Wtedy zdołam tylko powiedzieć: Pan mój i Bóg mój (zob. J 20, 28), a Jezus powie: Uwierzyłeś, bo mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (zob. J 20, 29). Dzisiejszy świat potrzebuje nas jako apostołów, żyjących wiarą, głoszących ludziom Boże miłosierdzie, a tym samym dających pokój Chrystusowy, którego świat tak bardzo pragnie. W dzisiejszą niedzielę można by wiele mówić o Bożym miłosierdziu, ale chyba przecież nie o to chodzi, aby mówić, ale tą prawdą o miłosierdziu Boga żyć i obdarzać nią innych. Nasze Konstytucje i Reguły pokazują nam jak należy to czynić: Oczyma ukrzyżowanego Pana patrzymy na świat, Krwią Jego odkupiony, żywiąc pragnienie, żeby ludzie, w których nadal trwa Jego męka, poznali także moc Jego zmartwychwstania (por. Flp 3, 10) [K 4] Oblaci wieszczą wyzwalającą obecność Jezusa Chrystusa i świat nowy, zrodzony z Jego zmartwychwstania [K 9].

Jeśli ktoś popatrzy na nas z boku, to co o nas powie? Czy zauważy wierzących, żyjących razem i praktykujących miłość zakonników? Czy dostrzeże znaki i cuda miłosierdzia rozdzielane przez nasze ręce? Nie cuda dające splendor i rozgłos, ale to zwyczajne dzielenie się Bożym pokojem. A może powiedzą tak, jak wysoko postawiony i niewierzący Ojciec pewnej kobiety, którego po długich naleganiach zdołała uprosić, aby towarzyszył jej na Mszę Świętą. Modliła się ona w czasie Eucharystii: Panie, Panie przeistocz się w czasie tej ofiary. Ojciec jest ze mną. Dotknij jego serca. Po Mszy pełna niepokoju chciała dowiedzieć się, czy otworzyły mu się oczy, czy naprawdę Eucharystia dotknęła Jego serca. On jednak miał tylko to słowo – jakże bolesne dla kapłanów, zakonników i wszystkich wiernych – Córko oni nie wierzą, że Chrystus jest obecny w Eucharystii, że On prawdziwie zmartwychwstał. Gdyby w to wierzyli, to darzyliby się miłością, a wokół siebie rozlewali pokój. A czy ja w to wierzę…

(pozostawienie chwili ciszy na własną refleksje)