Drodzy Bracia i Siostry!
Często wydaje się nam, że sceny biblijne, ewangeliczne są jakieś takie dalekie, odległe, kiedyś przed wiekami się rozegrały i nie dotycząc naszego codziennego życia, jak ta dzisiejsza odległa w czasie scena wizyty Jezusa w domu Marty, Marii i Łazarza. Tym razem jednak nie z przyjacielską, radosną gościną, ale związana ze smutkiem, śmiercią i pogrzebem Łazarza (por. J 11, 1-45).
Dziś jednak ten ewangeliczny fragment nabiera innego, nowego wyrazu, wobec tego wszystkiego co dziś przeżywamy sami, co przeżywa już od jakiegoś czasu cały świat, nasz europejski kontynent, zwłaszcza wtedy kiedy śledzimy medialne relacje. Setki i tysiące zakażonych, setki i tysiące zmarłych, wciąż wznoszący się wykres zachorowań w wyniku pandemii, która nas bardzo mocno dotyka.
W tym czasie poprzez nasze modlitwy indywidualne, jak i te wspólnotowe – zwłaszcza piątkowa modlitwa w jedności z papieżem Franciszkiem na pustym placu św. Piotra, wydaje się nam że posyłamy Jezusowi bardzo wyraźną wiadomość, o tym co dzieje się wokół nas. Posyłamy natarczywą wiadomość, żeby przybył i mówimy mu o naszym lęku, strachu, obawach przed chorobą i śmiercią. Jezus zaś jakby się opóźniał, nie słyszał, nie reagował, był zajęty zupełnie czymś innym.
Czasem może już nawet jesteśmy zniecierpliwieni tą opieszałością Jezusa, tą Jego bezczynnością, bo chcielibyśmy aby natychmiast spełnił każde nasze życzenie. Tak, jakby do tej pory wydawałoby się nam – jak podkreślił w piątek papież Franciszek – że „możemy żyć zdrowi w chorym świecie”, który budowaliśmy z pośpiechem „czując się silnymi i zdolnymi do wszystkiego” (Papież Franciszek, Medytacja w czasie czuwania modlitewnego w Rzymie na Placu Świętego Piotra, 27.03.2020). Wtedy właśnie zniecierpliwieni wołamy jak Marta „Panie, gdybyś tu był… Panie już cuchnie…” lub jak ludzie zgromadzeni w domu Marii i Marty: „Czy ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by…”
Drodzy Bracia i Siostry!
Tymczasem Jezus wchodzi w te nasze lęki, obawy, niepokoje i niepewności, jak kiedyś wszedł w napełniony smutkiem dom Marii i Marty, w którym zabrakło Łazarza. Wchodzi w dom naszego serca z przesłaniem nadziei, która jak sami czujemy gdzieś tli się jeszcze na dnie naszego serca, gdy wobec niepewności jak Marta wołamy: „Wiem, że Bóg da Ci wszystko, co cokolwiek byś prosił Boga…”. Gdy na pytanie samego Jezusa: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?” odpowiadamy jak Marta: „Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”.
Jezus przychodząc do domu Marty, ale także do domu naszego serca, nie poprzestaje na tanich słowach pocieszenia, ale pochodzi do grobu Łazarza. Podchodzi do grobów naszych obaw, lęków i niepokojów, jak kiedyś do grobu Łazarza. Każe odsunąć kamień smutku, który zakrywa nasze serca i zaprząta umysły, jak kamień na grobie Łazarza. Jeśli tylko jak Marta i zgromadzeni wokół niej ludzie powiemy „Panie, chodź i zobacz”, by doświadczyć wskrzeszenia nadziei, która w nas umarła, którą złożyliśmy do grobu i szczelnie powiązaliśmy opaskami. Tymczasem Jezus, jak kazał uwolnić z więzów Łazarza, tak nam każe uwolnić z tych więzów naszą nadzieję.
W domu Marty, Marii i Łazarza nikt nie rozumiał tej sytuacji i nikt nie rozumiał słów i działania Jezusa. Tak samo i dziś Jezusa przychodzi i woła, choć ani ja ani nikt z nas tutaj obecnych nie rozumie sytuacji, jaką przeżywamy w związku pandemią. Woła, wracając się do nas tak, jak kiedyś do swoich uczniów i do Marty: „to nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży był otoczony chwałą… Czy nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?”. Zwraca się, byśmy zobaczyli Jego obecność pośród nas i uwierzyli, bo On, zgodnie z proroctwem Ezechiela (Ez 37, 12-14) „otwiera nasze groby” naszego serca i „wydobywa” nas z braku nadziei, udziela nam „swego Ducha, byśmy ożyli”.
Drodzy Bracia i Siostry!
Jezus chce, jak poucza nas św. Paweł (Rz 8, 8-11), abyśmy żyli „według Ducha, który w nas mieszka”, bo jeśli w nas „mieszka Duch tego, który Jezusa wskrzesił z martwych”, to mocą tego samego Ducha Bóg przywróci nas do życia, bo Jezus jest „zmartwychwstaniem i życiem”. Nie kiedyś, dawno temu w domu Marii i Marty, przy grobie Łazarza, ale dziś – tu i teraz – w tym, co obecnie przeżywamy.
Jezus rozrzewnia się i płacze nas naszą niedolą, jaką Mu pokazujemy, bo – jak powiedział w piątek papież Franciszek – „nikt nie kocha nas i tego świata bardziej niż On”. Dlatego wraz z dzisiejszym Słowem Bożym przyjmijmy piątkowe słowa papieża Franciszka jako zachętę: „Przyjąć Jego krzyż – znaczy odnaleźć odwagę, by wziąć w ramiona wszystkie przeciwności obecnego czasu, porzucając na chwilę naszą tęsknotę za wszechmocą i posiadaniem, by uczynić miejsce dla twórczości, którą może wzbudzić jedynie Duch. Oznacza odnaleźć odwagę do otwarcia przestrzeni, gdzie wszyscy mogą się poczuć powołani i zezwolić na nowe formy gościnności, braterstwa i solidarności. W Jego krzyżu zostaliśmy zbawieni, aby przyjąć nadzieję i pozwolić, aby to ona umocniła i wspierała wszystkie środki i możliwe drogi, które mogą nam pomóc strzec siebie oraz strzec innych. Przyjąć Pana, aby przyjąć nadzieję. Oto moc wiary, która wyzwala ze strachu i daje nadzieję. (…) Mamy ster: w Jego krzyżu zostaliśmy odkupieni. Mamy nadzieję: w Jego krzyżu zostaliśmy uzdrowieni i ogarnięci, aby nic i nikt nas nie oddzielił od Jego odkupieńczej miłości. Pośród izolacji, w której cierpimy z powodu braku uczuć i spotkań, doświadczając braku wielu rzeczy, po raz kolejny posłuchajmy wieści, która nas zbawia: On zmartwychwstał i żyje obok nas” (Papież Franciszek, Medytacja w czasie czuwania modlitewnego w Rzymie na Placu Świętego Piotra, 27.03.2020).
To nie jakaś historia z przeszłości. To nie historia z domu Marii, Marty i łazarza, która wydarzyła się jedynie na kartach Ewangelii. To przyjście Jezusa do nas tu i teraz, do grobu naszej pogrzebanej nadziei, aby nieść nam pociechę. Amen.