Drodzy Bracia i Siostry!
Często w naszym podejściu do Jezusa w życiu rodzinnym, małżeńskim, zakonnym i kapłańskim budzą się w sercu wątpliwości: czemu jest tak, a nie inaczej? Może moje serce nurtuje obecnie wiele pytań, na które nawet w świetle mojej wiary nie znajduję odpowiedzi? Może nawet w swoim bólu krzyczę: „Gdzie jesteś Boże? Czemu pozostawiłeś mnie samego?”. Staram się Tobie służyć, modlić się, uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii, a tymczasem moje życie rodzinne, zawodowe się nie układa… Nie układają się też moje kontakty z drugim człowiekiem…
W podobnej sytuacji był św. Piotr Apostoł, o czym dowiadujemy się z kart dzisiejszej Ewangelii. Znajduje się on w sytuacji interesującej, ale jakże nam bliskiej…
Praktycznie przed chwilą jego ręce rozdzielały głodnemu ludowi cudownie rozmnożony przez Jezusa chleb. A teraz ten sam Piotr widzi Jezusa, który kroczy po wzburzonych falach jeziora. Cud to czy zjawa? Pojawiają się już na samym początku pierwsze wątpliwości. Pragnie sam sprawdzić czy to, co się dzieje jest prawdziwe… Dlatego mówi do Jezusa: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie” (Mt 14, 28). Jezus zaś odpowiada na prośbę przyzwoleniem i zaprasza Piotra, aby przyszedł do Niego po falach jeziora. Piotr uwierzył Panu i wyszedł z łodzi. Pod swoimi nogami czuje trwardniejące fale. Ma namacalny dowód na to, że Jezus jest silny, dobry i wszystko może. Mimo tego, że znów jest świadkiem cudu, tak jak wcześniej przy rozmnożeniu chleba, to jednak przeżywa wewnętrzny lęk. Gdy zaczyna tonąć, woła do Jezusa: „Panie, ratuj mnie” (Mt 14, 30). Jezus wyciąga rękę w kierunku Piotra, ratuje go i mówi: „Czemu zwątpiłeś małej wiary?” (Mt 14, 31).
Drodzy Bracia i Siostry!
Jak zapewne wielu z nas pamięta, ten fragment Ewangelii był czytany w Poznaniu w czasie spotkania Jana Pawła II z młodzieżą w 1997 roku. Ojciec Święty powiedział wtedy: „(…) To wydarzenie ewangeliczne jest pełne głębokiej treści. Dotyczy najważniejszego problemu życia ludzkiego – wiary w Jezusa Chrystusa. (…) To nie wicher zanurzył Piotra w głębinach jeziora, lecz niedostatek wiary. Jego wierze zabrakło istotnego elementu – całkowitego oparcia się na Chrystusie, całkowitego zaufania Chrystusowi w chwilach wielkiej próby, zabrakło całkowitego pokładania w Nim nadziei”.
Także i my, jak Piotr Apostoł, zaczynamy wątpić, choć jesteśmy od Chrystusa na wyciągnięcie ręki. Zaczynamy wątpić czy do Niego dojdziemy, czy damy radę iść drogą przykazań, drogą prowadzącą do nieba… I wtedy, mnożąc te wszystkie nasze wątpliwości, zaczynamy zanurzać się w toń morza niewiary, niedowiarstwa. Jednak dzisiejsza Ewangelia przypomina nam, że jeżeli na naszych ustach będą słowa ufności, to znów znajdziemy się na powierzchni.
Drodzy Bracia i Siostry!
Każdego dnia znajdujemy się na morzu naszego życia, morzu naszej szarej codzienności. Wokół nas często przechodzą burze i rozmaite wiatry wobec których jestśmy nieraz całkowicie bezsilni.
Każdego dnia od samego rana widzimy tyle dowodów Bożej miłości do nas i Jego bezinteresownej dobroci, ale nierzadko wątpimy czy Bóg nie jest tylko wytworem naszej fantazji, czy rzeczywiści istnieje, czy dojdziemy do Niego oraz czy możliwe jest spełnienie wszystkich, trudnych, wymagań Ewangelii. Przecież to takie trudne.
Tymczasem to właśnie bez wiary w Chrystusa, w Jego obecność pośród nas, nasze życie będzie pozbawione sensu. Wtedy, nawet gdy będziemy mieli Jezusa na wyciągnięcie ręki: w Słowie Bożym i Eucharystii, to bez wiary w Jego obecność i bez całkowitego oddania się w Jego ręce, bardzo łatwo zagubimy się na drogach naszego życia i tak jak św. Piotr zaczniemy tonąć. Wtedy miejsce Jezusa w naszym życiu i sercu zajmą inne rzeczy: pieniądze, kariera ponad wszystko, seks, alkohol, może narkotyki… Bowiem serce człowieka nie może być puste… Ono musi kochać… Ono potrzebuje wypełnienia…
Drodzy Bracia i Siostry!
W naszych problemach na drogach wiary i naszych wątpliwościach nie jesteśmy jednak sami. Chrystus do każdego z nas, jak do Piotra, wyciąga pomocną dłoń, kiedy to z powodu naszych słabości toniemy w morzu niewiary i grzechu… Oczywiście, jeśli nie zapomnimy wykrzyknąć za św. Piotrem: „Panie, ratuj mnie” (Mt 14, 31).
Potrzeba zatem, abyśmy nie patrzyli ze strachem na otaczający nas świat. Gdy bowiem skupimy się na tym strachu, to sprzed naszych oczu zniknie postać Jezusa. Potrzebujemy, jak św. Piotr, patrzeć na Jezusa, spoglądać w Jego pełne miłości oczy z zaufaniem w Jego moc i dobroć. Inaczej zginiemy!
Może to właśnie dziś jest najwyższy czas, aby zawołać: „Panie, ratuj mnie” (Mt 14, 31). Amen.