Nasączyć życie Bożą mocą

Drodzy Bracia i Siostry!

I znów dziś, w czwartym dniu naszych rekolekcji, słyszymy słowa „idźcie i głoście”. Wiemy już dokąd idziemy, jaki mamy cel w swoim chrześcijańskim życiu. Jesteśmy do tej drogi odpowiednio przygotowani, wiemy co zabrać na tę codzienną drogę. Idziemy po tej drodze we wspólnocie, razem z innymi a nie samotnie. Wreszcie mamy już świadomość przeszkód, które na tej drodze nam przeszkadzają, a są nimi grzechy. Wiemy jednak, gdzie mamy szukać odpowiedniego lekarstwa na tę naszą chorobę.

Gąbka, by mogła spełniać swoje zadanie, musi być najpierw odpowiednio przygotowana. Oczywiście w pierwszej kolejności musi być nasączona wodą, by nie drapała i nadawała się do dalszego użytku. Jednak oprócz wody, by gąbka mogła nam służyć w kuchni, w szkole, w łazience czy w warsztacie, potrzebne jest coś jeszcze.

W szkole, aby wytrzeć tablicę, trzeba tę gąbkę porządnie wypłukać, pozbywając się z niej resztek kredy i to wystarczy. Jednak czasem, gdy jest ona mocno zabrudzona, czynność trzeba powtórzyć wielokrotnie. W kuchni, by gąbka rzeczywiście umyła naczynia, potrzebne jest jej nasączenie płynem do naczyń. Wtedy dopiero można domyć najbardziej uciążliwe zabrudzenia.

Przy myciu samochodu, kiedy używamy gąbki, to – zwłaszcza gdy jest on mocno zabrudzony – potrzebujemy oprócz wody jakiegoś płynu, tzw. „szamponu do samochodu”. Wreszcie w łazience, gdy chcemy rzeczywiście gąbką umyć swoje ciało, potrzebujemy żelu pod prysznic, mydła, które będzie nałożone na gąbkę i da – tak bardzo lubianą przez dzieci – obfitą pianę.

Bóg nieustannie napełnia gąbkę naszego życia swoim Słowem. Ono przyjęte sprawia, że nie tylko nas samych nasze życie będzie cieszyć, ale będzie również cieszyć innych ludzi, których spotykamy na swoich drogach życia. Najświętsza Maryja Panna, nasza adwentowa przewodniczka, oraz liczni święci i błogosławieni bardzo wyraźnie nam to pokazują. Oni dobrze przeżyli swoje życie i my do tego także jesteśmy powołani.

Drodzy Bracia i Siostry!

Dlaczego ich życie było takie? Bo oni dbali, aby tę gąbkę swojego życia napełniać Bożym Słowem. By ta gąbką życia to Słowo chłonęła jak gąbka w codzienności chłonie wodę i płyn. Sprawiać dzięki temu, by ta gąbka codzienności przyjmowała to Słowo, napełniała się Nim, by później mogła oddawać dalej tę wielką moc. By mogła to czynić jak zwykła gąbka, która ściśnięta wydaje nadmiar wody czy pianę, jaka tworzy się z użytych środków myjących.

Matka Boża oraz święci i błogosławieni wiedzieli, że jeżeli nie będą otwartym sercem przyjmowali Słowa Bożego, to będą jak wysuszona gąbka przy tablicy w szkole, która brudzi użytkownika pyłem kredy i przynosi szkodę, pyli i drapie.

Kapłan, gdy zakończy czytanie Ewangelii mówi słowa, których nie słyszymy: „niech słowa Ewangelii zgładzą nasze grzechy”, a gdy przystępuje do Jej odczytywania mówi: „niech Bóg będzie na moich wargach i sercu moim, abym godnie głosił Jego Ewangelię”.

Słowo ludzkie może być różnie wykorzystane, co dziś bardzo jaskrawo widzimy w naszej codzienności. Złe słowa niosą smutek, ranią serce człowieka, powalają na ziemię, często nawet w nią wdeptują. Takie słowa rodzą agresję i są słowami „złej nowiny”. Takich słów mamy dziś już serdecznie dość, bo nimi nasączona jest tak bardzo nasza codzienność w rodzinie, sąsiedztwie, miejscu pracy i w naszej Ojczyźnie. Tę „złą nowinę” nieustannie podają nam też media, bo to co złe bardziej interesuje człowieka niż dobro. Bo zło jest bardziej sensacyjne, choć nic dobrego i pozytywnego nie przynosi.

Jednak oprócz złych słów, w ustach człowieka pojawiają się także słowa dobre. To one niosą radość, będące jak kojący balsam dla serca człowieka. One podnoszą na duchu, podnoszą z upadku, rodzą dobre ludzkie relacje i są słowami „dobrej nowiny”, jakiej wciąż wyczekuje każdy człowiek. Takich właśnie słów pragniemy, z tęsknotą oczekujemy w naszej codzienności, bo one rodzą w naszych sercach nadzieję na lepsze jutro.

Słowo Boże zaś, w odróżnieniu od słowa ludzkiego, jest zawsze słowem „dobrej nowiny”, dobrej wiadomości dla każdego człowieka. I dzieje się tak mimo naszego grzechu, mimo naszej niewierności, mimo niedowiarstwa człowieka, co wyraźnie pokazało nam Słowo Boże minionych dni, jakie otrzymywaliśmy w liturgii.

Co więcej to Słowo Boże, mimo upływu czasu, wciąż niesie ze sobą światło, rozświetla drogi człowieka. To ono sączy gąbkę mojej codzienności prawdziwą nadzieją, jaką jest obietnica narodzenia się Boga w moim codziennym życiu. To Ono „wyprowadza jeńca siedzącego w ciemności” (por. śpiew przed Ewangelią 20.12).

Drodzy Bracia i Siostry!

Znów w naszych rekolekcyjnych rozważaniach powraca postać Ahaza (por. Iz 7, 10-14), która towarzyszyła nam już w niedzielę. Powraca człowiek ze swoimi ludzkimi kalkulacjami, które prowadzą tak naprawdę do katastrofy nie tylko dla niego samego, ale także dla otaczających go ludzi. I znów pośród tego wszystkiego powraca Bóg, który chce dawać znaki sygnalizacyjne człowiekowi, by jego droga do szczęścia była bezpieczna i nie zakończyła się katastrofą.

Znów, w tym Słowie Bożym, powraca sam Bóg ze swoją obietnicą zbawienia w Emmanuelu, Bogu z nami. To Bóg, który pokazuje, że nigdy nie opuszcza człowieka, nie opuszcza swojego ludu. To właśnie dlatego Bóg posyła swojego Syna, aby nas wyrwać z postawy Ahaza. Wyrwać z pułapki wiary we własne siły, ludzkie słowo i nasze możliwości. On chce nas ocalić swoim Słowem, Słowem Mocy.

W Ewangelii (por. Łk 1, 26-38) Bóg pokazuje Maryi, otwartej na Jego Moc, że Słowo Boże może dokonać wielu wielkich rzeczy, których nawet jako ludzie się nie spodziewamy. To Słowo Boga przychodzi do nas jednak nie w jakiś niezwykłych sytuacjach, specjalnych momentach, ale w naszej codzienności, jak zresztą przyszedł Archanioł Gabriel do Maryi.

To Słowo, które Bóg do nas kieruje, niesie ze sobą pokój i łaskę, niesie umocnienie i odwagę. Ono też objawia człowiekowi Boże plany, drogę do szczęścia jaką Bóg chce prowadzić przez życie konkretnego człowieka. To Słowo Boga, mocą Ducha Świętego, rodzi wiarę w człowieku, do którego dociera. Bo przecież wiara rodzi się z tego co się słyszy, a tym co się słyszy jest Słowo Boga (por. Rz 10, 17).

Co więcej, to Słowo, rodzi też wiarę w sercach innych ludzi, mających kontakt z osobą przemienioną Bożym Słowem. Jak widzimy w życiu Maryi i Elżbiety, Boże działanie nie jest ograniczone, gdyż dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. To Słowo rodzi wreszcie Jezusa w nas, jeśli zgodzimy się z tym Słowem współpracować, jak to uczyniła w swoim życiu Maryja. Stanie się, gdy jak Ona powiemy: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”. W ten sposób jesteśmy w stanie sami przyjąć Chrystusa, by później dać Go światu, jako Zbawiciela poruszającego ludzkie serca.

Drodzy Bracia i Siostry!

Dziś w modlitwach mszalnych (por. modlitwy z 21.12) prosimy, aby Słowo Boga i dar Ducha Świętego dało nam na wzór Maryi moc do życia tym Bożym Słowem. Prosimy, by gąbka naszego życia chciała Je przyjąć i się Nimi napełnić. Prosimy, by Bóg udzielił nam darów, których wiara pozwala nam oczekiwać, by dał nam swoją obecność, która daje prawdziwy pokój serca.

To wołanie o spełnienie się Bożej obietnicy, że Słowo Boże, jak woda i śnieg nie powracają bezowocnie, tak Ono nie powraca wpierw zanim nie dokona tego, co Bóg przez Nie zaplanował w życiu człowieka (por. Iz 55, 10-11). Czyli zanim nie odda człowiekowi mocy Bożej, która dla niego została przeznaczona.

To Słowo, które do nas kieruje Bóg pociesza człowieka skutecznie. Nie jest jak pocieszenie ludzkim słowem, klepaniem po plecach „jakoś to będzie”. Ono nie jest słowem pustego współczucia, pocieszenia, ale słowem pocieszenia prawdziwego, jakiego nic i nikt nam dać w naszej codzienności nie może.

Wreszcie to Słowo Boże, które jest nam dane, prowadzi do osobistego spotkania z Chrystusem i daje nam dar zbawienia. Czy my jednak w to wierzymy, kiedy przed Komunią wypowiadamy słowa: „Panie nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedź tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”?

Bóg w Eucharystii szepcze mi do ucha swoje Słowo. Jest we mnie zakochany po uszy, dlatego to czyni jak każda zakochana osoba. Jeśli to Słowo przyjmę i pozwolę tym Słowem, by Bóg przeniknął gąbkę mojego życia – oddam Mu całe swoje życie a nie tylko jego część – to rzeczywiście będę mógł „iść i głosić” swoim codziennym życiem miłość Boga do świata i człowieka.

Bóg nieustannie przychodzi do nas przez moc swojego Słowa. Jednak tylko wtedy, gdy Nim się napełnimy, będziemy w stanie dzielić się z innymi w swojej codzienności nie „złą nowiną”, ale „dobrą nowiną”, jaką daje nam Bóg.

Dziś wielu ludzi mówi, że człowiek potrzebuje logoterapii czyli terapii sensu. Potrzebuje terapii dobrym słowem. Potrzebuje terapii słowem, które nadaje życiu sens, którego dziś tak wielu ludzi w swoim życiu nie widzi, żyjąc bezsensownie w swojej codzienności. Człowiek dziś potrzebuje terapii dobrego słowa wobec wielu złych słów, jakimi każdego dnia jest karmiony, bombardowany i ciągle tłamszony w swojej codzienności.

Nie ma zaś lepszego terapeuty niż Jezus Chrystus. Nie ma lepszej terapii niż Jego terapia. Nie ma lepszego słowa niż Jego Słowo. Choć czasem pytamy po co mamy przyjmować w tę gąbkę naszego życia Boże Słowo?

Trzeba to czynić, widząc, że rzeczy i relacje z ludźmi tak naprawdę mnie do końca nie sycą, gdyż wciąż w swoim życiu czuje jakiś niedosyt, czegoś mi wciąż brakuje, nie potrafię osiągnąć pełnego szczęścia, którego tak bardzo pragnę.

Kiedy zaufam Bogu i Jego Słowu, wtedy będę w pełni nasycony w swojej codzienności, jak nasycona była Najświętsza Maryja Panna. Kiedy pozwolę się tym Słowem nasycić, wtedy nie tylko zwierzęta w wigilijną noc będą mówić ludzkich głosem, ale będę w stanie ludzkim głosem, dobrym słowem, odnosić się zawsze do drugiego człowieka. Amen.