Oddać to, co się otrzymało

Drodzy Bracia i Siostry!

Dziś ostatnie raz w czasie naszych rekolekcji słyszymy słowa „idźcie i głoście”. Zmierzamy bowiem do końca naszych rozważań rekolekcyjnych. Znamy już cel naszej życiowej drogi, jesteśmy odpowiednio do tej drogi życia przygotowani, usunęliśmy przeszkody, we wspólnocie nasączyliśmy się Bożą mocą.

Kiedy dziś ostatni raz w czasie tych rekolekcji słyszymy słowa „idźcie i głoście”, to po to, by zrozumieć, że kończy się czas rekolekcji. Słuchania, by głosić, uczenia się, by nauczać, kiedy to Bóg wciąż sączył swoje Słowo w gąbkę mojego życia. Teraz po czasie słuchania przychodzi czas głoszenia, po czasie napełniania czas działania w codziennym życiu.

Znów, jak na początku naszych rekolekcji w sobotni wieczór, zadajemy sobie pytanie: co Bóg z gąbki mojego życia wyciśnie, co znajdzie w moim życiu tym razem, po przeżytych rekolekcjach? Dziś nie pytamy, jak na początku, czego my oczekujemy od Boga, ale pytamy czego Bóg oczekuje od nas, gdy mówi „idźcie i głoście”?

Wielu dziś szuka wiarygodnych świadków Jezusa. Nie ludzi, mających usta pełne pobożnych słów, ale ludzi żyjących swoją wiarą na codzień. Takich ludzi, co mówią Bogu i Kościołowi nieustanne „tak”. Dziś jest wiele terenów misyjnych, ale nie koniecznie na odległych kontynentach, gdzie nigdy w życiu nie dotrzemy. Te tereny misyjne dla nas nie są wcale daleko. One są blisko, w mojej codzienności.

Dziś wielu nakłada maski obojętności czy nawet wrogości wobec Jezusa, wiary w Jego Ewangelię. Jednak najwcześniej pod tymi maskami ukryte jest głębokie pragnienie znalezienia prawdziwych świadków Ewangelii, rzeczywistych uczniów Mistrza z Nazaretu.

Jakie zatem zadanie stawia przede mną Bóg dziś, gdy kończą się rekolekcje i gdy mówi „idźcie i głoście”? Czego pragnie po tych dniach, kiedy chciał dokonywać regeneracji gąbki mojego życia, napełniać mnie Bożą mocą?

Najpierw pragnie, abym dawał świadectwo wiary we własnym życiu. Co to oznacza? Bym podejmował decyzje zgodne z Ewangelią i Bożymi Przykazaniami. Bym właśnie w ten sposób aktywnie zmieniał świat, w którym żyje i funkcjonuje każdego dnia. To z jednej strony najprostsze i najskuteczniejsze, ale – jak wiemy z codziennego doświadczenia – najtrudniejsze zadanie.

Dalej Bóg pragnie, abym – na wzór Maryi – zanosił innym Słowo Zbawienia. Zanosił Je mimo ich niechęci, odrzucenia czy nawet wrogości. Wiarygodnie jednak będę Je niósł tylko wtedy, gdy będzie to moje osobiste doświadczenie przemiany, jakiej we mnie dokonał Bóg. Ono rozbije nawet największe mury wrogości i obojętności, choć może zapewne będzie potrzeba czasu i cierpliwości.

Drodzy Bracia i Siostry!

Dziś na zakończenie rekolekcji modlimy się (por. modlitwy z 22.12), bezpośrednio już oczekując Świąt Bożego Narodzenia, abyśmy z radością osiągnęli na drodze wiary życie wieczne. Prosimy, by zbawienie stało się naszym udziałem oraz o Boża ochronę, byśmy mogli służyć Bogu z całym oddaniem. Po co? By otrzymać łaski dające zbawienie duszy i ciała.

I znów Bóg mówi do nas w swoim Słowie (por. Pnp 2, 8-14). „powstań…, pójdź…, nadszedł czas przycinania drzew… ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos. Bo słodki jest twój głos i twarz pełna wdzięku”. Przypomina w ten sposób, że czas doświadczenia miłości Boga prowadzi do owocowania, a aby owoce były odpowiednie potrzeba przycinania drzew.

Dalej w Ewangelii (por. Łk 1, 39-45) Bóg pokazuje nam wybraną przez Niego Maryję, która spieszy się, idzie, aby służyć i w ten sposób głosić prawdę o Bogu. Czy skutecznie? Odpowiedź daje św. Elżbieta, napełniona Duchem Świętym, której dziecko poruszyło się w czasie powitania i spotkania: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?”.

Maryja, wchodząc do domu Zachariasza i Elżbiety, nie robi szumu wokół siebie i swojego wybrania przez Boga. Mimo tego zostaje rozpoznana jako „służebnica Pańska”: „Błogosławiona jesteś, która uwierzyłaś, że spełnią Ci się słowa powiedziane Tobie od Pana”. Dlaczego Elżbieta dostrzegła to działanie Boga w Maryi? Słowo Boże dokonało przemiany widocznej dla innych ludzi.

Drodzy Bracia i Siostry!

W naszej codzienności wciąż marzymy o życiu intensywniejszych, choć wciąż narzekamy na tępo naszego życia. Wciąż jednak mamy plany, marzenia i pragnienia, które chcemy zrealizować i to najlepiej jak najszybciej.

Tymczasem, gdy następuje spotkanie się planów człowieka i planów Boga, można zapomnieć o najważniejszym. Czasem widać to, jak rodzice mają różne plany wobec swoich dzieci, a dzieci nie chcą ich realizować lub też realizując wcale nie czują się szczęśliwe. By ta sytuacja nie doprowadziła do nieszczęścia potrzeba, aby rodzice słuchali pragnień swoich dzieci i pomagali je realizować, czasem korygując niewłaściwie pragnienia.

W naszym życiu wiary ważne jest, by zaufać Bogu i Jego planom wobec nas, a nie na siłę realizować za wszelką cenę swoje plany, czekając że Bóg ma obowiązek je pobłogosławić. Tylko wtedy, gdy jak Maryja zgodzimy się na realizowanie Bożych planów, będziemy w stanie dzielić się nadzieją.

Gdy jednak za wszelką cenę będziemy chcieli realizować swoje plany, a to nam się nie będzie udawało, będziemy jak nabuzowany czajnik. Nasze emocje będą wprost „kipiały”, nasze niezadowolenie będzie coraz większe, aż w końcu swoim słowem lub czynem kogoś przy tej okazji „oparzymy”.

Drodzy Bracia i Siostry!

Oto nasza droga realizacji słów „idźcie i głoście”. To nasza droga owocowania. Co to znaczy? To przechodzenie od nawrócenia do wiary w moc Boga. To przechodzenie od przyjęcia Jego łaski w sakramencie chrztu świętego do owocowania na wzór Maryi. Jednym słowem to wyciągnąć gąbkę swojego życia z szuflady, wypakować ją i zacząć używać zgodnie z przeznaczeniem.

To owocować jak św. Brat Albert, którego 100. lecie śmierci w tym roku obchodzimy. Gdy z Kuźnic idzie się ku Giewontowi, wtedy mija się pustelnie Świętego na Kalatówkach. Tam w skromnym domku znajduje się relikwiarz: ręka trzymająca bochen chleba. To nawiązanie do słów Brata Alberta: „trzeba być jak dobry chleb, który leży na stole i każdy może przyjść i ukroić sobie tyle, ile potrzebuje”. To jest właśnie Boże owocowanie.

Dalej to owocować jak Fatimskie Dzieci, bo przecież w tym roku 100. lecie tych objawień obchodzimy. Nie chodzi tu jednak o świętowanie, ale branie czegoś dla siebie z tego fatimskiego przesłania. Fatimskie dzieci przyjęły orędzie, jakie od Boga przyniosła Maryja i zapragnęły zmienić świat. Zaczęły jednak nie od innych, ale od samych siebie i dzięki temu przez ten cały czas przemieniły miliony ludzi.

To wreszcie owocować w imię odpowiedzialności przed sobą i Bogiem. Jakiej odpowiedzialności? Najpierw odpowiedzialności za własne zbawienie, co czasem niesie spory trud w naszym życiu. Chodzi jednak także o odpowiedzialność za zbawienie innych ludzi, a tu czasem bardzo mocno wątpimy nie tylko w swoje m możliwości, ale i w działanie Boga poprzez nasze ręce.

Tymczasem nie chodzi o rzeczy wielkie, ale zwykłe, codzienne, proste gesty, jak dodatkowy talerz na wigilijnym stole. Postawiony jednak nie ze względu na obowiązującą tradycję, jako nic nieznaczący gest bez pokrycia, ale idące za tym gestem otwarcie ozu, uszu i serca na potrzebujących ludzi.

Drodzy Bracia i Siostry!

Dziś tak bardzo brakuje nam czasu, by spojrzeć drugiemu człowiekowi w oczy i doświadczyć ciepła ludzkiego serca. Cierpimy dziś na głód obecności. Jezus, który jest wśród nas obecny, który stał się człowiekiem, chce nas od tego głodu wyzwolić. On zaprasza do rozpoznania Jego oblicza w drugim człowieku, który – tak jak my – tęskni za obecnością i ciepłem ludzkiego serca.

Przeżywać swoją wiarę z radością, to nie brać jej jako przykrego obowiązku, ale prawdziwy owoc spotkania Boga i przeżywania z Nim swojej codzienności. To traktowanie każdego spotkanego potrzebującego człowieka, jako okazję do usłużenia samemu Bogu (por. Mt 25, 44).

Kapłan, gdy w czasie Eucharystii, wlewa wino i wodę do kielicha, kiedy my śpiewamy pieśń, wtedy wypowiada słowa: „przez to misterium wody i wina, daj nam Boże udział w Bóstwie Chrystusa, który przyjął na siebie nasze człowieczeństwo”.

Bóg rzeczywiście może tego dokonać, ale czy ja w to wierzę. Bóg może tego dokonać, ale czy ja tego pragnę. Śpiewamy o tym w jednej z piosenek religijnych, wypowiadając słowa: „Bóg kiedyś stał się jednym z nas, by nas przemienić w siebie”. Czy jednak w te słowa wierzymy?

Bóg przychodzi i daje nam udział w swoim życiu, ale to ode mnie osobiście zależy czy zastosuje się do tej Bożej instrukcji obsługi, jaką On daje w swoim Słowie. Ode mnie zależy czy skorzystam z tego Bożego przepisu na szczęście w moim życiu, wyjmę gąbkę swojego życia z celofanu egoizmu, wyciągnę ją z zakamarków chęci „świętego spokoju”, ale przede wszystkim zacznę jej używać zgodnie z przeznaczeniem. Amen.