Drodzy Bracia i Siostry!
Może wielu z nas, dziś obecnych w kościele, zastanawia się obchodząc niedzielę Chrztu Pańskiego czemu właśnie tym wydarzeniem kończymy liturgiczny obchód czasu Bożego Narodzenia? Z odpowiedzią przychodzi nam dzisiejsza pierwsza modlitwa mszalna, zwana kolektą, w której wołaliśmy do Boga: „spraw, aby Zbawiciel, który zewnętrznie był do nas podobny, przekształcił nas wewnętrznie” (kolekta niedzieli Chrztu Pańskiego, wersja druga).
Z odpowiedzią przychodzi też słowo Boże przed chwilą odczytane. Najpierw w pierwszym czytaniu, słowami proroka Izajasza (por. Iz 55, 1-11), mówi nam że tylko Bóg zaspokaja wszystkie ludzkie pragnienia bez zbędnego wydawania na ich zaspokojenie pieniędzy i majątku. Trzeba jednak nakłonić uszu i przyjść do Boga, by Go posłuchać, a nasza dusza żyć będzie. Mamy szukać Pana, gdy się pozwala znaleźć i mamy wzywać Go dopóki jest blisko. Słuchane przez nas słowo Boże nie wraca bowiem do Boga bezowocnie wpierw nim nie spełni swojego zadania i posłannictwa, wzywając do nawrócenia, aby Bóg mógł nam okazać swą hojność w przebaczaniu.
Dalej w drugim czytaniu, słowami św. Jana Apostoła (por. 1 J 5, 1-9), przypomina nam że ten kto wierzy w Jezusa i tą wiarą żyję z Boga się narodził. Kto miłuje Boga otrzymuje prawdziwe życie, a dziecko Boże miłuje swego Ojca, gdy wypełnia Jego przykazania a nie gdy z nimi polemizuje, dyskutuje i je kwestionuje. Tylko wypełnienie tych przykazań daje bowiem pewność zwycięstwa w życiu i doświadczenia szczęścia przez otrzymany na chrzcie dar wiary.
Wreszcie ewangeliczna scena chrztu Jezusa, „malowana” tym razem przez św. Marka (por. Mk 1, 7-11), przypomina nam słowami św. Jana Chrzciciela, że Jezus Chrystus chrzcić będzie Duchem świętym. Możemy jednak ten dar przyjąć tylko wtedy, kiedy słyszymy Boży głos, rozpoznajemy i słuchamy Umiłowanego Syna, a nie ulegamy innym ludzkim głosom: tego czy innego nawet religijnego celebryty, takiej czy innej gazety, takiej czy innej rozgłośni radiowej i stacji telewizyjnej, których orędzia wypełniają nasze umysły i serca. Tylko, gdy słuchamy Boga i Jego słowa może On działać w nas i przez nas.
Drodzy Bracia i Siostry!
Kiedy dziś wspominamy scenę chrztu Jezusa mają do nas przemawiać znaki, które przez wieki towarzyszyły i nadal towarzyszą nam przy celebrowaniu tego sakramentu i z nim są związane.
W starożytności chrześcijańskiej, czego znakiem są istniejące do dziś np. w Rzymie przepiękne baptysteria, chrzczono osoby dorosłe przez zanurzenie. Taki kandydat do chrztu schodził do chrzcielnicy jednymi schodami jako stary, grzeszny człowiek, następnie był zanurzany w wodzie wzywając Trójcy Najświętszej i wychodził drugimi przeciwległymi schodami jako nowy człowiek, pełen Bożej łaski. Był to widzialny znak i przypomnienie, że łaska Boża ma wypełniać ucznia Jezusa całkowicie. Był to znak, że ma on chłonąć słowo Boże jak gąbka, by być wiarygodnym uczniem Jezusa i świadczyć autentycznie o swojej wierze w codzienności.
Dziś chrzci się z zasady dzieci w wieku niemowlęcym. Czyni się to przy chrzcielnicy, polewając głowę dziecka niewielką ilością wody i wzywając Trójcy Najświętszej, a reszta wody ścieka z głowy dziecka do chrzcielnicy. Jest to znak obmycia oraz jednoczesne zobowiązanie, że wiara przyjęta w chrzcie, którą przekazali nam rodzice i chrzestni w wieku niemowlęcym, ma się w nas rozwijać. Ma to mieć miejsce w taki sam sposób jak w wypadku Jezusa, który przyszedł na ziemie i wzrastając w łasce u Boga i u ludzi przygotowywał się do wyznaczonej Mu przez Boga misji zbawienia świata.
Dlatego te dwa przywołane znaki chrzcielne z historii chrześcijaństwa mówią nam jeszcze coś więcej. Czasem bowiem słowo Boże i łaska Boża spływają po na jak po przysłowiowej kaczce. Żyjemy często wszystkim, tylko nie tym co Boże. Słuchamy wtedy wszystkiego wokół nas, tych docierających do nas różnych ludzkich podpowiedzi, ale nie słowa Bożego. Tymczasem to właśnie słowo Boże i łaska Boża mają w nas wsiąkać jak w gąbkę, abyśmy mocą Ducha świętego, zgromadzeni i posileni na świętej wieczerzy Eucharystii, żyli prawdziwie tym co Boże.
Wtedy Jezus Chrystus będzie mógł nieustannie rodzić się w nas, a przez nas – nie tyle przez nasze puste słowa, ale przede wszystkim codzienne życie, nasze czyny – mógł pociągać innych do siebie, by uznali w Nim Pana i Zbawiciela. Chrzest Jezusa ma zatem przypomnieć nam, że On nieustannie ma rodzic się w nas. Nie wystarczy bowiem przybiec do żłóbka jak prości pasterze czy przybyć do niego jak uczeni mędrcy za gwiazdą, ale trzeba wciąż na nowo przyjmować słowo Boga do swojego życia, by samemu spotkać Zbawiciela i innych do Niego prowadzić. Amen.