„On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie” (1 P 1, 3-4)
Drodzy Bracia i Siostry!
Zapewne każdy z nas, tu obecnych, potrafi wymienić uczynki miłosierne co do ciała: „1. Głodnych nakarmić; 2. Spragnionych napoić; 3. Nagich przyodziać; 4. Podróżnych w dom przyjąć; 5. Więźniów pocieszać; 6. Chorych nawiedzać; 7. Umarłych pogrzebać” (por. uczynki miłosierne co do ciała).
Są one konkretnym wyrazem miłosiernej troski o człowieka, jak pokazują swoim życiem św. s. Faustyna i św. Jan Paweł II. Nie są formułką do nauczenia na pamięć, ale stanowią podpowiedzi konkretnego zaangażowania się wszędzie tam, gdzie żyjemy i przebywamy.
Skoro miłosierdzie wobec innych, jak wyraźnie wskazuje papież Franciszek, to owoc doświadczenia Bożego Miłosierdzia, to zgodnie z tym co czyni Bóg, mamy rozpoznać potrzeby innych, troszcząc się o ich zbawienie doczesne i wieczne. To jednak także konkretna okazja do spotkania z drugim człowiekiem oraz odkrycia sensu życia swojego i innych ludzi, których Bóg mi daje codziennie.
Uczynki miłosierne co do ciała, to takie rzeczy i sprawy, które może czynić każdy człowiek, niezależnie od tego czy jest wierzący czy niewierzący. Ono bowiem przynależą do samej istoty naszego człowieczeństwa.
Głodnych nakarmić, to dostrzec prawdziwą biedę, której tak wiele wokół nas, często może ze wstydu ukrytej. Nie chodzi jednak o jakąś jednorazową akcję, aby uspokoić nasze sumienie, jak to czasem bywa w czasie różnych zbiórek, ale o stałą wrażliwość na drugiego człowieka. Skoro w modlitwie „Ojcze nasz” mówimy „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, to te słowa zobowiązują nas do tego, by dzielić się nim z innymi.
Spragnionych napoić ma dziś w naszej rzeczywistości różne oblicza. Chodzi bowiem dziś bardziej nie o bezpośrednie zaspokojenie pragnienia człowieka, ale różne pragnienia, których człowiek nie może czy nie umie zaspokoić lub też w postaci nałogów, źle zaspokaja w swoim życiu. Zaspokojenie pragnienia to dziś często zapełnienie pustki w sercu drugiego człowieka, która pcha go do złego przeżywania swojego życia i zamknięcia na Boże Miłosierdzie.
Podróżnych w dom przyjąć, to z jednej strony wyciągnięcie ręki do bezdomnych, by jeśli tego chcą, znaleźć im miejsce schronienia, jak w wypadku uchodźców, którzy uciekają przed wojną i terrorem. Dziś jednak wiele osób choć fizycznie ma domy, to jest bezdomnych w sensie duchowym. Widać to bardzo wyraźnie w samotności, która dotyka dziś tak wielu ludzi. Jakże często wynika to z tego, że człowiek nie dorósł do spotkania z drugim i żyje egoistycznie tylko dla siebie, nie dostrzegając innych, a jednocześnie czując się samemu bardzo samotnym.
Nagich przyodziać, to podzielenie się zawartością mojej szafy z innymi, ale nie rzucenie im jakiegoś bezużytecznego i nadającego się do wyrzucenia łacha, ale skonfrontowanie ile w tej mojej szafie jest rzeczy, z których już od dłuższego czasu nie korzystam.
Jednak dziś nabiera ono nowego znaczenia, kiedy spotykamy tak wielu ludzi, którzy nie mają poczucia wstydu, zachowując się czy wypowiadając niestosownie. To właśnie z tego rodzi się wulgaryzm, chamstwo i brak kultury, który dziś tak bardzo jest widoczny w naszym otoczeniu, na co czasem już dla świętego spokoju nie reagujemy. We współczesnej rzeczywistości to także uzależnienie od pornografii i traktowanie ciała drugiego jak rzeczy, na której można bezlitośnie zarabiać.
Chorych nawiedzać, to dziś palący problem wobec tego, że nasze życie staje się coraz szybsze i ciągle nie mamy czasu na wiele rzeczy. Czasem nawet dobrze wiemy, że ktoś czeka na naszą obecność, poświęconą chwilę czy wysłuchanie, ale się tych sytuacji najzwyczajniej boimy, bo co tej osobie mamy powiedzieć, jak wobec niej się zachować? Mówią o tym ci, którzy doświadczyli ciężkiej choroby i nagle w jednym momencie ludzie, którzy ich do tej pory otaczali, dosłownie „wyparowali”, „ulotnili się”.
Tymczasem ta nasza obecność to konkretna pomoc dla tych ludzi, by zobaczyli sens swojego cierpienia i by z ich gardeł nie wydobywał się krzyk rozpaczy, którą jest jakże powszechna w naszych czasach depresja, bo w niej człowiek nie widzi sensu życia. Potrzeba zatem tego co trudne: modlitwy, poświęcenia czasu i konkretnej pomocy.
Więźniów pocieszać, to dziś może nie tyle odwiedzanie uwięzionych, choć może ktoś też ma ku temu okazje. To jednak przede wszystkim pomoc w nawróceniu, zmianie życia. To pomoc, by tym którzy są w różny sposób zniewoleni pokazać zło i jego konsekwencje oraz dobro i wypływające z niego szczęście, a w dokonywanych przez nich wyborach wspierać ich duchowo. Wiezienie dla wielu otaczających nas ludzi, to chociażby trwanie w nałogach i niechęć zmiany tej sytuacji, na czym cierpi szczególnie rodzina i najbliższe otoczenie.
Umarłych grzebać, to nie tylko uczestniczyć w pogrzebie osób, które znamy, bo tak przecież wypada. Dla nas, wierzących, otoczenie szacunkiem ciała zmarłej osoby i uczestniczenie w pogrzebie, to najprostsze wyznanie wiary w zmartwychwstanie i rzeczywistość życia wiecznego. To dziś przede wszystkim towarzyszenie i być blisko tych, którzy przeżywają stratę swoich bliskich. Dla nas wierzących, nie tylko ważne jest troszczenie się o groby naszych bliskich, choć czasem wystawiane pomniki, to tak naprawdę tylko pomniki pychy dla tych, którzy je stawiają, ale przede wszystkim zatroszczenie się o zbawienie zmarłych przez modlitwę i ofiarowane Msze święte.
Drodzy Bracia i Siostry!
Św. Jan Paweł II wyraźnie wskazał, co słowa „wyobraźnia miłosierdzia” oznaczają tu i teraz w naszej Ojczyźnie:
„W obliczu współczesnych form ubóstwa, których jak wiem nie brakuje w naszym kraju, potrzebna jest dziś (…) «wyobraźnia miłosierdzia» w duchu solidarności z bliźnimi, dzięki której pomoc będzie «świadectwem braterskiej wspólnoty dóbr» (por. Novo millennio ineunte, nr 50). Niech tej «wyobraźni» nie zabraknie mieszkańcom (…) całej naszej Ojczyzny. Niech wyznacza duszpasterski program Kościoła w Polsce. Niech orędzie o Bożym miłosierdziu zawsze znajduje odbicie w dziełach miłosierdzia ludzi. Trzeba spojrzenia miłości, aby dostrzec obok siebie brata, który wraz z utratą pracy, dachu nad głową, możliwości godnego utrzymania rodziny i wykształcenia dzieci doznaje poczucia opuszczenia, zagubienia i beznadziei. Potrzeba «wyobraźni miłosierdzia», aby przyjść z pomocą dziecku zaniedbanemu duchowo i materialnie; aby nie odwracać się od chłopca czy dziewczyny, którzy zagubili się w świecie różnorakich uzależnień lub przestępstwa; aby nieść radę, pocieszenie, duchowe i moralne wsparcie tym, którzy podejmują wewnętrzną walkę ze złem. Potrzeba tej wyobraźni wszędzie tam, gdzie ludzie w potrzebie wołają do Ojca miłosierdzia: «Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj». Oby dzięki bratniej miłości tego chleba nikomu nie brakowało!”
(por. św. Jan Paweł II, Homilia w czasie Mszy świętej beatyfikacyjnej, Kraków 18.06.2002).
Do tej myśli nawiązał także papież Franciszek, ogłaszając Rok Miłosierdzia, kiedy pisał o uczynkach miłosiernych co do ciała:
„Nie możemy uciec od słów Pana, gdyż to na ich podstawie będziemy osądzeni: czy daliśmy jeść temu, kto jest głodny, czy daliśmy pić temu, kto jest spragniony, czy przyjęliśmy przybysza i ubrali nagiego, czy mieliśmy czas, aby być z chorym i z więźniem (por. Mt 25, 31-45). (…) W każdym z tych „najmniejszych” jest obecny sam Chrystus. Jego ciało staje się znów widoczne jako umęczone, poranione, ubiczowane, niedożywione, w ucieczce…, abyśmy mogli je rozpoznać, dotknąć i pomóc z troską. Nie zapominajmy o słowach św. Jana od Krzyża: «Pod wieczór życia będą cię sądzić z miłości»”
(Bulla Misericordiae Vultus, nr 15).
Niech rodzące się dziś natchnienia staną się konkretnym wcieleniem w życie „wyobraźni miłosierdzia” i pozwolą nam zrozumieć słowa bł. Józefa Gérarda, Misjonarza Oblata Maryi Niepokalanej poświęcającego się dla Boga i człowieka w Basutolandzie – dzisiejszym Lesoto, że:
„Świat należy do tego, kto bardziej pokocha i kto mu tę miłość udowodni”
(por. Aime Roche Świat należy do tego kto bardziej pokocha, Poznań 1989).
Amen.