(Wygłoszona u Sióstr Wizytek w Warszawie, 14.04.2020 roku, w ramach cyklu „Jak troszczyć się o relację ze Słowem Bożym w świetle dokumentów Kościoła: Adhortacji Apostolskiej o Słowie Bożym «Verbum Domini» papieża Benedykta XVI oraz Konstytucji Apostolskiej papieża Franciszka «Vultum Dei querere» i instrukcji wykonawczej do niej «Cor orans». Teoria i praktyka” – 11 spotkań)
Drogie Siostry!
Obie omawiane dziś metody: zapamiętywanie czyli tzw. „memoryzacja” tekstu biblijnego, jak i jego przypisywanie, które także może pomóc go zapamiętać, stosowane są bardzo często w metodach katechetycznych pracy z Biblią na katechezie szkolnej.
Pierwszym etapem, zanim nauczymy się na pamięć danego tekstu biblijnego czyli go „zmemoryzujemy”, jest najpierw jego usłyszenie. Jest to pierwotna metoda spotkania osobistego ze Słowem Bożym, o której mówi wspominany już kilka razy w czasie naszych konferencji List do Rzymian: „wiara rodzi się z tego co się słyszy, a tym co się słyszy jest słowo Chrystusa” (Rz 10, 17).
Taka była bowiem pierwotna metoda przekazywania Dobrej Nowiny, stosowana zarówno przez Jezusa jak i apostołów, co do dziś jest w pewien sposób praktykowane w czasie liturgii, gdy czytamy Słowo Boże czy też w prywatnej lekturze, gdy czynimy to na głos, by Słowo Boże usłyszeć czyli dokładnie słuchać Boga i rzeczywiście Go usłyszeć. Zresztą sam przygotowując dłuższy tekst biblijny wolę czytać głośno ten tekst, aby go lepiej zrozumieć.
Kiedy mowa jest o uczeniu się na pamięć, „memoryzacji”, zapamiętywaniu tekstu biblijnego, to są takie fragmenty, które warto znać nie tylko w kontekście liturgicznym, ale też kultury europejskiej, bo stanowią jej podstawę, jak np. prolog Ewangelii św. Jana, Osiem Błogosławieństw, opis stworzenia świata i człowieka z Księgi Rodzaju, jakiś wybrany psalm np. „Pan jest moim pasterzem” (Ps 23) lub jakiś inny przeze mnie ulubiony. To są okazję do uczenia się tekstów biblijnych na pamięć, ale nie zamykają one innych możliwości, bo przecież może to dotyczyć każdego tekstu biblijnego bez wyjątku. Kiedyś w dobrym tonie klasycznego wykształcenia i kindersztuby była znajomość całkiem sporych fragmentów biblijnych.
Zresztą w jednej z adwentowych pieśni „Po upadku człowieka grzesznego” śpiewamy „Panna na ten czas Psałterz czytała”, co prowadzi nas właśnie do tej metody zapamiętywania Słowa Bożego czyli jego „memoryzacji”. Oczywiście jest to pewna pobożna przesada, gdyż jest mało prawdopodobne, aby Maryja miała dostęp do tekstu pisanego Starego Testamentu, ze względu na to, że taki tekst był raczej dostępny tylko w synagodze. Oczywiście pewne teksty mówią nawet o tym (np. „Meditationes vitae Christi” autorstwa Pseudo-Bonawentury), że Maryja miała otwarty tekst na proroctwie Izajasza (Iz 7, 14), ale znów jest to raczej niemożliwe. Jednak każdy pobożny żyd uczył się na pamięć pewnych tekstów Starego Testamentu, by móc nimi się modlić, zwłaszcza Tory, psalmów i proroków, co zapewne też czyniła Maryja.
Metoda ta, zapamiętywania tekstów biblijnych czyli ich „memoryzacji”, jednak ma szczególne znaczenie wychowawcze. Umożliwia bowiem recytacje tekstów, które znane są na pamięć, czego zresztą można doświadczyć już po pewnym czasie korzystania i modlenia się liturgią godzin, kiedy następuje już pamięciowe opanowanie niektórych powtarzających się psalmów, antyfon, pieśni i modlitw. W ten sposób przechodzimy od nauczenia się tekstu biblijnego do autentycznej modlitwy tym tekstem biblijnym.
Jak posłużyć się tą metodą? Najpierw trzeba uwierzyć, że nauczenie się takiego tekstu jest możliwe (dla młodszych zazwyczaj nie sprawiające trudności, a dla starszych może stać się okazją do ćwiczenia pamięci, aby pozostać umysłowo sprawnym na długie lata). Metoda ta jednak potrzebuje osobistej dyscypliny i wytrwałości w jej stosowaniu, by poświęcić jej kilka minut dziennie. By ją praktykować potrzeba odpowiednich narzędzi, by dany tekst zapamiętać, np. zostawionych czy naklejonych w widocznym miejscu przepisanych fragmentów biblijnych, wraz z sygnaturą, które wciąż rzucają się w oczy. Można też przygotować sobie małe pudełko na te zapisane karteczki, które każdego dnia będą do niego składane po nauczeniu się ich na pamięć, a następnie np. raz w miesiącu wyjmowane i powtarzane, aby nie uleciały. Temu jednak cały czas musi towarzyszyć modlitwa oraz refleksja nad tymi tekstami.
Ciekawą uwagę w tej kwestii daje pisarz i wielki propagator Biblii Roman Brandstaetter, który zapisał, wspominając swojego nauczyciela Pisma Świętego: „[…] z namaszczeniem otwierał Pismo Święte, całował je i […] kazał mi je czytać. Potem przeczytany fragment musiałem niezliczoną ilość razy głośno powtarzać, aż cały werset wbił się w moją pamięć jak gwóźdź w twarde i oporne drzewo dębowe. Raz odważyłem się powiedzieć: «Ależ ja tego nie rozumiem». Odpowiedział: «Nie rozumiesz? Nie chodzi oto, żebyś rozumiał. Chodzi oto, żebyś pamiętał». Minęły długie dziesiątki lat. Pewnego dnia przeczytałem te słowa w Metodzie teologii Erazma z Rotterdamu: «Nie byłoby też, sądzę, rzeczą nierozważną wyuczyć się Ksiąg Bożych na pamięć, nawet jeżeli się ich nie rozumie. Tak przynajmniej zapewnia Augustyn». Mój pierwszy nauczyciel Pisma Świętego […] który nie tylko nie znał pism Erazma z Rotterdamu i św. Augustyna, ale o ich istnieniu nigdy nie słyszał, byłby na pewno niezmiernie zdziwiony, gdyby się dowiedział, że marnotrawny uczeń odnalazł po latach potwierdzenie jego pedagogicznej metody w wypowiedzi jakiegoś biskupa Hippony”1.
O tej metodzie, jako „inteligentnym zapamiętywaniu”, bardzo wyraźnie mówi Benedykt XVI w Adhortacji Apostolskiej „Verbum Domini”, gdy zaleca: „inteligentne zapamiętywanie niektórych szczególnie wymownych fragmentów biblijnych dotyczących tajemnic chrześcijańskich” (VD 74). Z tą kwestią są związane trzy podstawowe sprawy i zadania, jakie znajdziemy w adhortacji. Po pierwsze nie może to być wybór przypadkowy, ale rzeczywiste doświadczenie, że Biblia jest Słowem Życia, „niczym kompas wskazujący drogę, którą należy iść” (VD 104). Po drugie sięganie po te teksty ma być naznaczone uprzednim wyjaśnieniem, omówieniem i odniesieniem do życia codziennego, bo tylko w ten sposób mogą one być przyswajane pamięciowo (VD 113). Wreszcie po trzecie, w kontekście Biblii i różańca, słowa te nie tylko mają ożywiać modlitwę, ale stawać się językiem tejże modlitwy (VD 88). W ten sposób wreszcie zapamiętywanie tekstów biblijnych ma sprawić, że modlitwa będzie biblijna na wzór Maryi: „W ten sposób objawia się, iż w słowie Bożym czuje się Ona jak u siebie w domu. (…) Ona mówi i myśli według słowa Bożego; słowo Boże staje się Jej słowem, a Jej słowo rodzi się ze słowa Bożego” (VD 28).
Tak przeżywane zapamiętywanie czyli „memoryzacja” tekstu biblijnego ma prowadzić do ukształtowaniu w uczniu Jezusa, osobie konsekrowanej, poświęconej Bogu we wspólnocie monastycznego życia klauzurowego, myślenia ściśle biblijnego, w którym Słowo Boże, codziennie spotykane na modlitwie, staje się prawdziwym darem Bożym, który może pomóc ocenić otaczającą rzeczywistość i własne postępowanie (VD 87).
Jak zatem zastosować tę metodę w praktyce? W jaki sposób uczyć się tych fragmentów biblijnych? Należy wybrać najpierw tekst, który w swojej historii, wymowie, prowadzonym dialogu najmocniej do mnie osobiście przemawia, z którym się osobiście utożsamiam. Ten pierwszy krok pozwala lepiej i szybciej przyswoić sobie tekst, bo wtedy traktuje go jako mój, a nie jako coś obcego. Dobrze zatem jest wybrać zdarzenie osobiście mi bliskie, problemy z którymi ja i biblijny bohater borykamy się wspólnie. Następnie należy dany tekst przeczytać kilka razy, aby go dokładnie zrozumieć, słowo po słowie, wreszcie dany tekst dobrze jest przepisać ręcznie, bo to ułatwia zapamiętywanie. Po tym etapie należy tekst podzielić na części i uczyć się ich kolejno, gdy już przyswoi się jedną część, to wtedy dopiero przechodzi się do drugiej i kolejnych. Trzeba też pamiętać, że w „memoryzacji” tekstu nie może być mowy o pośpiechu, bo tekst musi się „uleżeć”, obrazowo jak ciasto drożdżowe wyrosnąć, inaczej zakiełkować i wyrosnąć a to potrzebuje odpowiedniej ilości czasu i nie da się tego przyspieszyć.
Drogie Siostry!
Drugą metodą omawianą dziś w kontekście osobistego spotkania ze Słowem Bożym jest przepisywanie tekstu biblijnego. Wydaje się, że po bardzo prostej metodzie zapamiętywania czyli uczenia się pewnych fragmentów biblijnych na pamięć, przepisywanie tekstu jest metodą jeszcze prostsza, zresztą z tą pierwszą bardzo mocno związaną. Nic bardziej mylnego, co pokazuje nam historia powstawania zapisanego Pisma Świętego, o czym jeszcze w późniejszych rozważaniach.
Metoda ta może dotyczyć zarówno krótkich tekstów biblijnych, jak i dłuższych fragmentów czy nawet całych ksiąg biblijnych czy całego Pisma Świętego. Można np. przepisać sobie jakiś krótki fragment dotyczący czytań dnia i nosić go przy sobie, by w ciągu dnia sięgać do tego tekstu biblijnego, jak to czynili pobożni żydzi, kiedy nosili w tzw. Tefilin czy filakterie (Słowo Boże przywiązane rzemieniami do czoła – skierowanie myśli na Słowo Boże i lewego ramienia – blisko serca, aby Słowo Boga w nim było i znalazło odzwierciedlenie w życiu) czyli ręcznie przepisane fragmenty Tory ze wspomnianym już „Szema Izrael” – „Słuchaj Izraelu”, towarzyszące im w czasie codziennej modlitwy, a nawet noszone na sobie przez cały dzień także i w czasie codziennych zajęć i obowiązków.
Przepisywanie tekstów biblijnych to metoda, która służy refleksji. Przepisując bowiem tekst biblijny, niezależnie czy będzie to pojedynczy tekst czy też cała księga biblijna, możemy w ten sposób dostrzec strukturę tego tekstu, zawartych w nim poszczególnych zdań, ale przede wszystkim w ten sposób „pochylamy się” nad Słowem Bożym. Można też, jeśli ktoś ma zdolności manualne pokusić się o przyozdobienie tekstu biblijnego (np. ramka, szlaczek, ozdobne zapisanie itp.). Do dziś stoi u mnie w pokoju tekst pięknie oprawiony w zapisanie, materiał i różnego rodzaju artystyczne dodatki, z umieszczoną tam małą świecą, jaki otrzymałem na zakończenie rekolekcji u Sióstr Karmelitanek w Krakowie na Łobzowie.
Obecnie, w dobie pandemii, diecezja opolska poprzez wydział katechetyczny zaproponowała wiernym świeckim, katechetom, siostrom i braciom zakonnym oraz duchownym projekt przepisywania Biblii „razem przepisujemy Biblię”. Autorzy projektu wskazują, że skoro w Starym Testamencie jest 1068 rozdziałów, a w Nowym Testamencie jest ich 260, to razem w projekcie może brać jednocześnie udział 1328 osób, które czytają i przepisują tekst biblijny. Można też wzorem autorów starożytnych spróbować graficznie ozdobić swój tekst itp.
W tej metodzie można wyróżnić mniejsze metody, jak przepisywania tekstów krótkich, gdzie każde zdanie biblijne przepisuje się w osobnej linijce, by służyło rzeczywiście refleksji. Medytuje się nad poszczególnymi zdaniami oddzielenie, ale ostatecznie należy znaleźć myśl, która te wszystkie osobne krótkie fragmenty biblijne łączy. Innym sposobem jest uczenie się tekstów biblijnych na pamięć, jak to miało miejsce w szkołach rabinackich, jednocześnie przy ich przepisywaniu np. na zasadzie wspomnianych już karteczek do zapamiętania tekstów biblijnych czy większych tekstów składających się w pewną całość, nie koniecznie całej Biblii. Wreszcie jest tzw. prowadzenie dziennika biblijnego, czyli swoich uwag na bazie codziennej lektury Słowa Bożego czy to w postaci tekstów liturgicznych czy też tzw. „lectio continua” czyli czytaniu księgi rozdział po rozdziale czy też nawet całej Biblii księga po księdze.
Jakie problemy związane są od wieków z tą metodą? Od samego początku chrześcijaństwa, po okresie ustnego przekazywania wiary, rozpoczął się okres jego spisywania. Dotyczyło to także tekstów biblijnych, które wielokrotnie przepisywane docierały do coraz szerszego grona odbiorców poprzez całe wieki. Działo się tak do momentu wynalezienia druku, kiedy to tekst biblijny stał się jeszcze bardziej i przede wszystkim masowo dostępny. Przepisywanie tekstu Biblii to nie tylko działanie chrześcijan, gdyż w tamtych czasach wszystkie pisma wielkich myślicieli przekazywane były w ten sposób, jak np. Platona czy Arystotelesa, co zresztą sprawiło że dzięki temu w wielu wypadkach te teksty dotarły do naszych czasów w całości lub we fragmentach, bo oryginalne dzieła uległy niestety zniszczeniu.
Oczywiście, jak to z przepisywaniem bywa, nawet wtedy gdy zachowuje się wielką staranność, mogą zdarzyć się różnego rodzaju błędy w przepisywaniu, bo np. wzrok padł nie na tę linijkę. Niektóre z tych błędów można nazwać literówkami czy błędami stylistycznymi, które nie mają większego wpływu na znaczenie tekstu, ale czasem są to błędy większe, z którymi współczesna biblistyka ma wiele problemów.
Czasami te błędy były niezamierzone, bo osoba przepisująca tekst pomyliła litery, a w ten sposób zniekształciła pierwotne słowo, jak np. w Ps 54, 5 słowo „zarim” czyli obcy znalazło gdzie indziej wersję „zedim” czyli pyszni. Innym błędem może być pisanie ze słuchu, gdzie m.in. w 1 Kor 15, 54-55 słowo „nikos” czyli zwycięstwo stało się słowem „neikos” czyli spór, walka. Innymi przykładami są zastąpienie słowa „gibram” czyli grób słowem „girbam” czyli wnętrze w Ps 49, 12, przez zwykłe przestawienie liter. Tych przykładów można mnożyć, ale one mają pokazać, że niby małe, nieistotne błędy w przepisywaniu, a zmieniły bardzo mocno znaczenie danego tekstu biblijnego.
W tym kontekście przypominam sobie egzamin obrony pracy magisterskiej i egzaminu „ex uniwersa”, gdzie jeden z moich współbraci, cytując fragment biblijny, zrobił podobny „niewinny błąd” zamiany liter i zamiast „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24, 13) pojawiło się wywołujące uśmiech „kot wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.
Innymi błędami, jakie pojawiły się przy przepisywaniu Biblii są cytowania tekstów biblijnych, które osoba przepisująca zapamiętała i zamiast przepisać tekst wiernie, w tym miejscu z pamięci zacytowała wyuczony fragment (np. podobny fragment z innej Ewangelii, w wypadku cytatów ze Starego Testamentu nie tekst oryginalny, ale zacytowany w Nowym Testamencie, itp.). Dziś ten problem ma wielu lektorów i księży, kiedy z pamięci czyta w czasie Eucharystii jakiś biblijny tekst, a w ostatnim wydaniu lekcjonarza przyjmuje on trochę inne brzmienie.
Czasami jednak osoba przepisująca tekst biblijny, w sposób zamierzony usiłowała go poprawić wg swojego uznania, choć nie chodzi tutaj o złą wolę, ale np. o korektę gramatyczną czy stylistyczną tekstu, gdzie formy „gwarowe” (hellenistyczne) były zastępowana formami klasycznymi (właściwe sformułowania języka greckiego). Czasami te zmiany, w związku z mniejszą niż dziś możliwością przemieszczania się, rodziły się z nieznajomości geografii i objawiały się w zmianie nazw, np. Gereza, Gadara, Gergeza w wypadku uzdrowienia opętanego (por. Mk 5, 1-20).
Czasami błędy w przepisywaniu zdarzały się wtedy, kiedy osoba przepisująca miała do czynienia z dwoma różnymi rękopisami tego samego tekstu, już wcześniej przepisywanego. Wtedy napotykając np. w Łk 24, 53 dwa różne tłumaczenia we wcześniejszych tekstach „wielbiąc Boga” lub „błogosławiąc Boga” robiła z tego jeden tekst zapisując „wielbiąc i błogosławiąc Boga”.
To pokazuje też, czego należy się wystrzegać w stosowaniu metody przepisywania tekstu biblijnego, aby takich błędów nie powielić. Trzeba zatem tak skupić uwagę, aby „dosłownie” przepisać tekst biblijny, aby w sposób świadomy czy nieświadomy, tego tekstu nie zniekształcić.
Drogie Siostry!
Nie przypadkowo te dwie metody spotkania indywidualnego ze Słowem Bożym potraktowałem łącznie, gdyż z powodzeniem można te dwie metody łączyć ze sobą, by wzajemnie się uzupełniały. Prowadzenie medytacji nad Słowem Bożym ma się bowiem dokonywać poprzez zapamiętywanie Słowa i rozmyślaniem nad nim dla wewnętrznej przemiany. Widać bowiem z tego krótkiego zestawienia, że te dwie metody wzajemnie się przenikają.
Można też bardzo wyraźnie zobaczyć, że zastosowanie tych metod daje też lepszą orientację biblijną i pomaga w lepszy sposób korzystać ze Słowa Bożego, bo jesteśmy w tym wprawniejsi. Można z tymi dwoma metodami połączyć też metodę papieża Franciszka2, którą kiedyś zaproponował dzieciom i młodzieży i nazwał ją „metodą pięciu palców” a która na nasze potrzeby może zostać trochę zmodyfikowana.
Trzeba jednak, aby zawsze nad pochylaniem się nad Słowem Bożym towarzyszyły nam słowa Jezusa: „uważajcie, jak słuchacie” (Łk 8, 18). Czym bowiem jest to słuchanie, w którym mogą pomóc także dwie przywołane dziś metody? To w rzeczywistości dobre czytanie czy też odczytywanie zamysłów Boga dla człowieka i świata.
Możemy zatem najpierw, po modlitwie, przyzywaniu Ducha Świętego, wybrać fragment nad którym się zatrzymamy, którego nauczymy się na pamięć lub starannie przepiszemy. Nie jest ważne czy będzie to tekst biblijny księga po księdze, czy też czytania liturgiczne dnia, to od nas zależy wybór jakiego dokonamy. Następnie ten tekst należy dokładnie, powoli i nie spiesząc się przeczytać, jakbyśmy pierwszy raz spotkali się z tym fragmentem, bo Słowo Boże niesie wciąż nowe treści, pytania i odpowiedzi. Następnie spójrzmy na swoją dłoń i rozpocznijmy medytację nad tym tekstem biblijnym zgodnie ze wskazaniem palców naszej dłoni.
Najpierw popatrzmy na nasz kciuk, który w czasach rzymskich wzniesiony do góry oznaczał życie a skierowany ku dołowi śmierć, a dziś podniesiony do góry często oznacza nasze wsparcie innych, życzenie powodzenia czy wyrażenie zadowolenia, jak tzw. „lajki” na Facebooku, którymi mówi się „lubię to”. Przypominając sobie tekst biblijny i spoglądając na swój kciuk zapytajmy czy w tym fragmencie nie znajdujemy jakieś konkretnej wskazówki dla naszego życia, by w ten sposób pogłębić naszą relację z Panem? Czytamy dalej ten tekst aż do skutku, czyli do odpowiedzi na to proste pytanie, nie zniechęcając się.
Dalej popatrzmy na nasz palec wskazujący, który często służy do wskazania lub pokazania czegoś. Jednak chyba najczęściej korzystamy z tego palca, aby komuś pogrozić, wyrazić dezaprobatę, gdy czyni zwłaszcza coś złego. Przypominając sobie tekst biblijny i spoglądając na swój palec wskazujący zapytajmy co Bóg mówi w tym biblijnym fragmencie o moim grzechu, mojej słabości, moich zaniedbaniach w relacji z Jezusem? Chodzi o to, aby nazwać wszystko po imieniu, bo prawda jest wyzwalająca i prowadzi do szczerej relacji z Bogiem poprzez Słowo Boże.
Następnie popatrzmy na swój kolejny palec, czyli palec środkowy, wokół którego niejako zorientowana jest nasza dłoń, wszystko się obraca. Przypomnijmy sobie znów tekst biblijny, nad którym się zatrzymujemy i spójrzmy na środkowy palec, zadając sobie pytanie: jaką myśl, jakie główne przesłanie kieruje do mnie Bóg w tym biblijnym fragmencie, nad którym – przez uczenie się go na pamięć lub przepisywanie – aktualnie się zatrzymuje? Czy jest jakieś jedno proste zdanie, którym da się scharakteryzować tej tekst?
Dalej mój wzrok idzie na tzw. palec serdeczny, na który w wielu monastycznych wspólnotach kontemplacyjnych, ale nie tylko, bo także w małżeństwie, zakłada się obrączkę – znak miłości, wierności, wyłączności oraz dochowania wierności. Zatem wspominając na tekst biblijny i patrząc na palec serdeczny, może właśnie z obrączką na nim, zapytajmy o miłość w relacji z Bogiem i człowiekiem: jakie przesłanie miłości Boga do mnie odnajduję w tym biblijnym fragmencie? W jaki sposób Bóg wyznaje mi swoją miłość i w jaki sposób pokazuje mi, że Mu na mnie zależy? Które z tych słów sprawiają, że czuję się bardziej kochany przez Boga i pobudzają mnie do wzajemnej miłości wobec Niego i drugiego człowieka?
Jako ostatni element, kieruje swój wzrok na mały palec, który zgięty przypomina znak zapytania. Przypominając sobie ten tekst i patrząc na ten palec mogę zapytać: czego nie rozumiem i jakie pytania rodzą się we mnie w spotkaniu z tym konkretnym Słowem Bożym? To jest czas, by szukać odpowiedzi na rodzące się pytania, by Słowo Życia z jakim spotykamy się na osobistej modlitwie Bożym Słowem, pozwoliło nam zacząć inaczej żyć.
Skoro jesteśmy w okresie wielkanocnym, to sięgnijmy na koniec do 2 biblijnych fragmentów, które pojawiają się w liturgii tych dni, a które na pierwszy rzut oka mają tylko z sobą tyle wspólnego że mówią o zmartwychwstaniu. Tymczasem często umyka nam w nich to, co najważniejsze, a dotyczy przyjmowania Słowa Bożego. To fragmenty mówiące o pustym grobie i zmartwychwstaniu (J 20, 1-9) oraz o ucieczce uczniów z Jerozolimy do Emaus i spotkaniu zmartwychwstałego Pana (Łk 24, 13-35).
Przeczytajmy najpierw pierwszy z tych tekstów, później może ucząc się go na pamięć lub przepisując: „Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: «Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono». Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych” (J 20, 1-9).
Teraz przeczytajmy drugi z tych tekstów, później może ucząc się go także na pamięć lub przepisując: „Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej o sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu: «To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Ale po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto, jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli». Na to On rzekł do nich: «O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać wraz z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?». W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem. Tam zastali zebranych Jedenastu, a z nimi innych, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba” (Łk 24, 13-35).
Szukając wspólnego mianownika dla tych dwóch biblijnych tekstów widzimy bardzo wyraźnie, że jest nim „nierozumienie Pisma, Słowa Bożego”, z którego człowieka ma wyprowadzić Zmartwychwstały Pan poprzez znak pustego grobu i osobiste spotkanie z człowiekiem na drogach życia, kiedy poprzez Słowo Boże objaśnia wszystko. Ciekawą rzeczą jest sięgnięcie do greckiego tłumaczenia, gdzie mamy jak echo powtarzające się słowa „zobaczyła”, „zobaczył”, „ujrzał”, „otworzyły się im oczy i poznali Go”.
Zwłaszcza św. Jan używa aż trzech greckich słów na oznaczenie spotkania ze Zmartwychwstałym i zrozumienia Pisma. Każde z tych słów dotyczy widzenia, ale każde z nich ma inne znaczenie, a właściwie pewien jego odcień, co zresztą jest charakterystyczne dla języka greckiego także w innych wypadkach, jak np. w słowie „miłość”: eros/amor – zmysłowa i egoistyczna, storge – czuła i wyrażająca więź, filia – przyjacielska, agape/caritas – doskonała, ofiarująca się, miłosierna.
Wróćmy zatem do tekstu biblijnego i znaczenia słów u św. Jana. Najpierw używa on słowa βλεπω (blepo) – patrzę, widzę, które odnosi się do widzenia w sensie fizycznym, kiedy człowiek używa zmysłu wzroku i posługuje się oczami. Drugie słowa używane przez św. Jana to słowo θεορεω (theoreo) – oglądam, przyglądam się, od którego m.in. bierze się teoria, a oznacza dokładnie coś więcej niż fizyczne widzenie: oglądanie a właściwie kontemplowanie. Natomiast trzecim słowem jest o`ραω (horao) – widzę, dostrzegam w sensie zrozumienia, pojęcia i tu dotyczy tego, że „jeszcze bowiem nie rozumieli Pisma”.
Idąc tą drogą widzimy w pierwszym tekście najpierw Marię, która widzi (blepo) otwarty grób, a zatem stwierdza fakt, którego można namacalnie doświadczyć, bo grób jest pusty. Tak samo Jan, który przybywa pierwszy do grobu i do niego zagląda, zobaczył (blepo) leżące płótna. To co robią Maria i Jan, kiedy stwierdzają fakt otwartego grobu, odsuniętego kamienia oraz obecności płócien to patrzenie czysto zewnętrzne, fizyczne, zwykła czynność oczu. Inaczej jednak zachowuje się już Piotr, który ogląda (theoreo) te same płótna i chustę, które wcześniej widział Jan i dostrzega, że ich ułożenie wskazuje że musiało wydarzyć się coś niesamowitego, bo ich układ nie wskazuje na zabranie z grobu ciała Jezusa. W wypadku Piotra mamy tutaj do czynienia ze spojrzeniem, które jest połączone z pewnym namysłem i zrozumieniem faktu zmartwychwstania, którego uczniowie do tej pory nie rozumieli.
Wreszcie mamy znów Jana, który „ujrzał i uwierzył” (horao) czyli nie tylko zobaczył zmysłem w sposób powierzchowny, ale i zrozumiał co się stało zarówno umysłem, jak i sercem, by poznać kim jest Jezus Chrystus. To patrzenie duszy, połączone z wiarą i miłością: „ujrzał [oczyma duszy] i uwierzył”, sprawia że patrzył na grób tym razem już inaczej, nie oceniając faktów ale z wiarą w zmartwychwstanie. W ten sposób Piotr i Jan zrozumieli słowa Pisma, które mówi że Jezus powstanie z martwych, o czym sam Chrystus zapewniał.
Podobną drogę przebyli uczniowie z Emaus, jak ich nazywamy, którzy słyszeli już o pustym grobie, ale nadal nie wierzyli w zmartwychwstanie Chrystusa. Idąc z Jerozolimy do Emaus wręcz nie tyle „rozmawiali” czy „rozprawiali” ale „kłócili się” (nie w znaczeniu walki, ale sporu w ocenie sytuacji), dlatego nie są w stanie znaleźć wspólnej odpowiedzi na rodzące się pytania po ich zdaniem bezsensownej śmierci Jezusa (ich oczy są „na uwięzi”: powstrzymywane), bo byli zbyt zajęci swoimi sprawami. Może to zdarcie „otoczki”, to znak dla nas w czasie epidemii. W te ich negatywne doświadczenia wchodzi Jezus ze swoim słowem: nie opuszcza swoich uczniów, ale poprzez Słowo Boże zaczyna ich na nowo prowadzić do zrozumienia nie otoczki, na jaką do tej pory zawracali uwagę, ale istoty wydarzeń jakich byli świadkami. Jezus podąża za Nimi, jak mówi tekst grecki (podążający).
Wcześniej w kontakcie z Bożym Słowem, jak to nazywa Jezus, byli ludźmi nierozumnymi a ich serca były ociężałe czy nawet leniwe. Dlatego Chrystus krytykuje nie ich ludzką mądrość, ale brak wiary w kontakcie z Jego słowem, bo serca „ociężałe i leniwe” nie umiały przeniknąć tajemnic Boga, a przecież wystarczyło być uważnym na Słowo Boże. Jednak Wędrowiec (odwiedzać jako obcy) się nie zniechęca, ale najpierw milczy wysłuchując dokładnie historii ich załamania, a następnie od początku wszystko tłumaczy (objaśnia, interpretuje) swoim uczniom, którzy choć Go nie rozpoznają początkowo, to jednak „ich serce pała” (od greckiego kaino/płonąć, rozpalać, zapalać). Poprzez wejście w sytuację uczniów Wędrowiec staje się dla nich kimś bliskim i ważnym, bo odpowiada na rodzące się w nich pytania i dzięki temu rozpala w nich na nowo ogień wiary. To spotkanie z Bożym Słowem przygotowuje ich serca na prawdziwe otwarcie oczu, aby poznać Zmartwychwstałego.
Ciekawe, że kiedy mowa jest o powrocie uczniów do Jerozolimy, po spotkaniu Pana to znajdujemy tam słowa „zabrali się i wrócili” czy „wstali” (anvisthmi), ale dokładnie jest tam greckie słowo mówiące, że oni „zmartwychwstali” (anastantes) czyli po spotkaniu z Chrystusem otrzymują moc i wracają do życia, a dzięki temu czują się zobowiązani dać świadectwo o Zmartwychwstałym wobec innych.
Historia uczniów pokazuje, jak stwierdza ks. Piotr Labuda, że „Słuchanie słowa i łamanie chleba stają się swoistym memoria resurrectionis – czasem spotkania i medytowania tajemnicy Chrystusa. W tym znaczeniu można całe wydarzenie Emaus rozpatrywać i odnosić do każdorazowej Eucharystii. Każde bowiem słuchanie słowa i łamanie chleba jest memoria resurrectionis prowadzącym do prawdziwej wiary”3.
Przypisy:
1. Zob. Brandstaetter Roman, Krąg biblijny i franciszkański, wstęp A. Świderkówna, Kraków 2004, s.37. Por. Kozak Igor, Romana Brandstaettera metoda egzystencjalnej lektury Pisma Świętego, Szczecin 2018.
2. Gdy papież Franciszek był arcybiskupem Buenos Aires, napisał modlitwę pięciu kroków, o której przypominają palce ręki. Każdy z nich to jeden z pięciu kroków tej modlitwy. Krok 1: Za bliskich: Kciuk jest palcem, który jest najbliżej ciebie. Zacznij więc modlitwę, modląc się za tych, którzy są ci najbliżsi. Są to osoby, które najłatwiej sobie przypomnieć. Modlić się za tych, których kochamy to „słodki obowiązek”. Krok 2: Za wychowawców: Sąsiedni palec jest palcem wskazującym. Pomódl się za tych, którzy wychowują, kształcą i leczą. Oni potrzebują wsparcia i mądrości, by prowadzić innych we właściwym kierunku. Niech stale będą obecni w twoich modlitwach. Krok 3: Za przywódców: Palec środkowy jest najwyższy z palców. Przypomina nam o naszych przywódcach, liderach, rządzących, tych, którzy mają władzę. Oni potrzebują Bożego kierownictwa. Krok 4: Za słabych i cierpiących: Kolejny palec to palec serdeczny. Zaskakujące, ale jest naszym najsłabszym palcem. Przypomina nam on by modlić się za słabych, chorych, strapionych i obciążonych problemami. Oni potrzebują twojej modlitwy. Krok 5: Za siebie: W końcu nasz mały palec, najmniejszy ze wszystkich. Powinien on przypominać ci o modlitwie za siebie samego. Kiedy zakończysz modlić się za cztery grupy wymienione wcześniej, twoje własne potrzeby ujrzysz we właściwej perspektywie i będziesz gotów, by pomodlić się za siebie samego w sposób bardziej prawdziwy i skuteczny. Amen. Zob. https://www.teologia.pl/franciszek/franciszek_modlitwa_pieciu_palcow.htm
3. Zob. Labuda Piotr, Słuchanie słowa i łamanie chleba jako memoria resurrectionis (Łk 24, 13–35), w: Ruch biblijny i liturgiczny 3/LXIV/2011, s. 253.